Dzień wolny od pracy jest raczej dla człowieka czymś zbawiennym. Ja jednak zaobserwowałam u siebie coś zupełnie odwrotnego. Miałam wolną niedzielę i to dla mnie był po prostu koszmar. W tygodniu zasuwałam od 6 do 14, a więc zajęcie i zmęczenie ogólnie nie pozwalały mi na rozmyślania. Ale nadeszła niedziela... Zaczęłam się nad sobą użalać - jak to ja mam przekopane, jak strasznie tęsknię za K. i jak okropnie nienawidzę tych długich rozłąk. Masakra. Czas wolny od pracy mnie rozwalił psychicznie po prostu. Ale z drugiej strony, to z tego wszystkiego wpadłam na pewien szalony pomysł... Przeniosłam sobie wolne z wtorku na piątek. Czyli mam teraz wolne dwa dni pod rząd - piątek i sobotę. I - uwaga - spędzę te dwa dni z K. :) Chciałam nocować w hotelu, ale brat K. (podobno) sam zaproponował, że może przenocować i jego i mnie... Oznacza to, że będę spała z K. w jednym pokoju. I że pierwszy raz K. będzie mi życzył kolorowych snów tak naprawdę. I że K. da mi buzi na dobranoc tak naprawdę. A nie przez smsa! ;) I szczerze mówiąc liczę na to, że zasnę przytulona do niego. I obudzę się mając go tak blisko siebie :) Zamierzam maksymalnie wykorzystać te dwa dni. W końcu potem nie będziemy się widzieli przez miesiąc... No, już K. zaproponował żebyśmy poszli gdzieś potańczyć. Myślę, że takie rozerwanie i jemu się przyda (jest po egzaminach, wyniki w przyszłym tygodniu), i mnie (ostatnio żyłam tylko nauką, no a teraz pracą). Iiiii będzie na pewno fajnie :) Chociaż K. coś tam mruczał, że tańczyć nie umie. Już to widzę - on nie umie tańczyć, a ja będę się ruszać jak połamane tango, bo przez robotę nogi mnie strasznie bolą, haha :D
Trochę mi dziwnie, że będę nocować u brata K.... Wprawdzie zdążyłam go już poznać, przy okazji ostatniego spotkania. Podwiózł nas na dworzec, po tym jak ja i K. siedzieliśmy na przystanku, a gdy tramwaj podjechał... okazało się że zmierza w przeciwną stronę niż my chcieliśmy jechać :D A że było już mało czasu do przyjazdu mojego pociągu, to K. zadzwonił do brata i nas podwiózł. Czy Wy wiecie, że ten brat ma starszą od siebie żonę? I to o trzy lata! Zupełnie jak w naszym przypadku, heheh, zabawne ;)
No dobra, to idę się spakować... A jutro po 11 wsiadam w pociąg i w drogę :))
summer
12 lipca 2009 o 20:52
To świetnie, że Ci się tak udało! :) I też czekam na relację z tych cudownych dwóch dni ;)
Dodaj komentarz