...
Psychiatra zawiódł. Moja siostra poszła na wizytę z mężem, bo sama nie chciała. W sumie fakt, że w ogóle się zgodziła, to cud, bo najpierw nie chciała o tym słyszeć. No ale niestety, obydwoje wyszli zażenowani. Pani doktor stwierdziła, że moja siostra wybrała najgorsze rozwiązanie (o łał, odkrywcze), powiedziała, że sami sobie muszą jakoś z tym poradzić, przepisała tabletki (których moja siostra i tak nie chce brać, bo sama pani psychiatra powiedziała, że one przymulają i mogą powodować wymioty, no super ekstra) i zaprosiła na wizytę... za miesiąc. Załamać się można. Przecież moja siostra ewidentnie potrzebuje bardziej intensywnej pomocy, a nie raz na miesiąc. Ona musi wiedzieć jak radzić sobie z własnymi emocjami, tak mi się wydaje... Trzeba więc szukać kogoś innego, bardziej kompetentnego. Ech. Najważniejsze jest jednak to, że siostra nie siedzi, nie zamartwia się, bo nadal udziela korepetycji, a dodatkowo pisze pracę licencjacką dla kuzyna szwagra;) I dobrze - nie siedzi non stop z dziećmi, bo są moi rodzice, jest pielęgniarka, która przychodzi do mojego dziadka, do której dziewczynki lgną niesamowicie... Więc ma szansę chociaż trochę odetchnąć. I ja psychicznie jestem w lepszej formie. Choć trzysta kilometrów odległości niczego nie ułatwia. Ale my wszyscy musimy jakoś żyć dalej. Wspierać, ale żyć dalej. Żyć.
Dodaj komentarz