Nie lubiłam go na początku. Denerwował mnie. Był upierdliwy. Przykładowo: kiedy wchodziłam późnym wieczorem na gg, niemalże codziennie czekała na mnie wiadomość sprzed godziny czy dwóch pod tytułem: „Jesteś?:>”. Myślał, że siedzę na statusie niewidocznym, hehe. I tak ogólnie było mi dziwnie. Bo nagle ktoś zabiega o rozmowę ze mną, nagle kogoś interesuje jak minął mi dzień, a gdy nie odzywałam się przez kilka dni – ktoś się prawie obrażał, że mogłabym z łaski swojej uprzedzać o dłuższych wyjazdach. Matko! ;) Trochę czułam się przytłoczona, to fakt. Zupełnie nie rozumiałam, czego ten koleś chce ode mnie. Ja tu sobie żyję swoim powolnym, spokojnym, może nawet trochę nudnym życiem, aż pewnego dnia w tymże życiu pojawia się ON. Sądziłam, że się odczepi po dwóch, trzech miesiącach. Z czasem jednak polubiłam jego „obecność”, wieczorami z niecierpliwością czekałam na smsy no i tak jakoś... W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że chciałabym się z nim spotkać, że chciałabym, żeby było fajnie. Choć z drugiej strony bałam się, że się to wszystko sypnie. Tymbardziej, że mijały kolejne miesiące, a my nadal trwaliśmy w tej internetowej znajomości. Nie wiedziałam czy to ma sens. Odwołał pierwsze spotkanie, potem drugie... Zgłupiałam, powątpiewałam, czy warto brnąć w to dalej. Jakaś siła jednak trzymała mnie przez prawie półtora roku, do dnia w którym spotkaliśmy się „na żywo” po raz pierwszy. A teraz... Ta siła trzyma mnie nadal, tyle że jest jeszcze większa :)
Wiem, jestem ostatnio taaaaaaka monotematyczna :)
dotyk-aniola
25 czerwca 2009 o 08:09
Nareszcie tu trafiłam :D.
Dzięki za pomoc.
A jednak to możliwe - miłość przez Internet :). Gratuluję wytrwałości i podziwiam... No i w takim razie byle do soboty, do kolejnego spotkania :D.
summer
21 czerwca 2009 o 22:30
Tak Kasia - egzaminy sprawnościowe (niestety,ojjj niestety!), na fizjoterapię. A On? :)
summer
21 czerwca 2009 o 20:46
Jakbym czytała o sobie! :) Ja też na początku czułam się przytłoczona. Gdy chciał się ze mną jak najczęściej widywać, dzwonił, pisał, tęsknił.. A ja czasami miałam dość,bo właśnie żyłam sobie powolutku swoim życiem a on chciał w nie ingerować. Ale w końcu i tak powywracał wszystko do góry nogami nawet nie zdając sobie z tego sprawy ;)
Szczerze to podziwiam Cię, że nie zwątpiłaś w momencie, kiedy czułaś się przytłoczona. Musiał Cię jakoś zaskoczyć, albo ożywić Waszą znajomość? Czymś musiał wpłynąć, że aż tak polubiłaś Wasze rozmowy? Bo znajomości internetowe szybko się zaczynają, tak samo szybko się kończą. Przynajmniej tak mi się wydaje. A podstawowym powodem, jest nieznanie się w realu. Aczkolwiek wszystko jest możliwe i dozwolone. I Wy jesteście żywym przykładem :)
Kasiu, mi Twoja monotematyczność absolutnie nie przeszkadza :) Chętnie śledzę Waszą historię. Pamiętam te spotkania, które odwołał. Wszyscy na blogach czekali, kibicowali i trzymali kciuki... Ba! Do tej pory trzymamy! :) Takie te dzisiejsze życie, wszystko przez internet.
Dzięki za pomoc.
A jednak to możliwe - miłość przez Internet :). Gratuluję wytrwałości i podziwiam... No i w takim razie byle do soboty, do kolejnego spotkania :D.
Kasiu, mi Twoja monotematyczność absolutnie nie przeszkadza :) Chętnie śledzę Waszą historię. Pamiętam te spotkania, które odwołał. Wszyscy na blogach czekali, kibicowali i trzymali kciuki... Ba! Do tej pory trzymamy! :) Takie te dzisiejsze życie, wszystko przez internet.
Dodaj komentarz