"I feel you, feel you all the time..."...
Impreza głównie w babskim gronie, bo wiadomo jak to na pedagogice wygląda jeśli chodzi o strukturę płci… ;) Chociaż przydarzyło się paru facetów. A jeden to nawet się na mnie czaił w tańcu. Ale na czajeniu się skończyło. W sumie całkiem fajny był, wyglądał tak normalnie, a nie to co często widuję w klubach (czyli osobnicy mający więcej żelu na włosach niż rozumu w głowie). Wzięłabym łyk drinka i zagadała… gdyby nie K. Ech, takie to zabawne – miałam faceta na wyciągnięcie ręki, a mimo to w tamtym momencie wybrałam kogoś, kogo na żywe oczy nie widziałam. I może dobrze, że gdzieś po godz. 2 koleżanki postanowiły opuścić klub (a ja, siłą rzeczy, razem z nimi; nie miałam nikogo innego do odprowadzenia mnie na taksówkę), bo jeszcze może chłopak by się ośmielił, nie daj Boże okazał się rzeczywiście fajny… I miałabym niezły mętlik w głowie.
Niezłe porównanie (więcej żelu na włosach niż rozumu w głowie) hahaha! Dobrze to ujęłaś ;)
Nie wiem co gorsze Kasiu, żałować że się czegoś nie zrobiło nie zagadało, czy gdyby się spróbowało. Takie rozmyślanie później do niczego nie prowadzi, jak działać to natychmiast. Widocznie na tyle ci zależy na K., że wybrałaś jego, prawda?
Dodaj komentarz