"Don't forget about listening to...
Nareszcie się zmobilizowałam do ogarnięcia mojego życia z kilku ostatnich miesięcy w jakąś porządną notkę :]
Rzuciłam zarządzanie i marketing. Pierwszy semestr jakoś przebolałam, ale w drugim wszystko mi się sypnęło. Nie chodzi o to, że oblałam kolokwia czy egzaminy, nie nie… Zaczęłam bardziej się zastanawiać nad sobą, swoim życiem, swoją przyszłością. Na tym kierunku z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Wiem, że wybierając go kierowałam się lepszą perspektywą po jego ukończeniu, ale dziś wnioskuję, że to był błąd. Zdawałam maturę z matematyki, ale tylko dlatego, że nie była nigdy dla mnie większym problemem, zresztą jakby co, to miałam siostrę pod ręką, która bywała moją korepetytorką ;) A matura za bardzo mi namieszała we łbie i po prostu się zagubiłam. Nie myślałam o tym, że języki obce czy jakieś przedmioty humanistyczne są mi bliższe niż jakaś posrana ekonomia. Zresztą, chyba chciałam zgodnie z tradycją rodzinną wyedukować się w kierunku ekonomicznym. Jaka ja byłam wtedy głupia! Ale za błędy trzeba płacić i naprawiać je. Nie dokończyłam sesji, złożyłam papiery na pedagogikę, dostałam się. Pod koniec sierpnia zaczęłam załatwiać formalności związane z rezygnacją, zabrano mi legitymację i wręczono pismo od dziekana, że zostałam skreślona z listy studentów kierunku zarządzanie i marketing. Nie macie pojęcia, jak mi wtedy ulżyło. Poczułam, że zamknęłam niedobry rozdział w swoim życiu i mogę zacząć nowy, zgodnie z głosem serca. Dlaczego pedagogika? Myślę, że bardziej się w tym odnajdę, a poza tym ma ona trochę związku z psychologią, która mnie interesuje poniekąd. Owszem, mogłam składać papiery na psychologię, ale nie chcę wyjeżdżać. Za dużo spraw mnie tu trzyma :)
Tak więc wakacje miałam dość nerwowe, ale tylko na początku. W środku lipca podjęłam pracę, olaboga, fizyczną :D Pracowałam w dziale produkcji w mleczarni. Składałam kartoniki, dźwigałam skrzynki z twarogiem albo mlekiem, pakowałam jogurty i takie tam. Było ciężko, w trzecim dniu pracy miałam kryzys, bo jedna babka na mnie nawrzeszczała :/ Przeprosiła, ale i tak mam do niej uraz, chyba zbyt pamiętliwa jestem po prostu :P Potem już było ok., kryzys przezwyciężyłam, zaczęłam poznawać ludzi i było sympatycznie, choć wiadomo, praca do lekkich nie należała. Schudłam jakieś 3 kilo, hyhy.
W pierwszych dniach mojej pracy stan zdrowia mojego dziadka zaczął się pogarszać. Nie było z nim kontaktu, rodzice nawet raz pojechali na pogotowie. Kroplówka, ciśnienie 50 na 30… Już powoli przygotowywaliśmy się na najgorsze, ja się nawet po cichu z nim zaczęłam żegnać. Ciężko mi było skupić się na pracy. Ale na szczęście po zmianie leków stan dziadka się poprawił. I dzisiaj jest już ok, chociaż dużo śpi. Poza tym to wszystko gra, ale w życiu nie zapomnę tamtych dni niepewności i świadomości, że życie osoby, którą kochasz i z którą mieszkasz całe życie, zaczyna gasnąć… 86 lat życia to sporo; wierzę, że z takim mocnym serduchem dożyje setki!
A tymczasem jest już październik, a mi się wydaje jakby wczoraj był maj i radosna wiadomość o ciąży mojej siostry. Proszę, a tu już coraz bliżej 11 grudnia, hihi. Jak ostatnio zasilałam sobie konto na komórce, to okazało się, że ważność mija mi 11.12.2007, przeznaczenie jakieś czy co? :D Wiadomo, że będzie dziewczynka :) Mama się ucieszyła, bo już dwa miesiące przed informacją o płci, kupowała różowe ciuszki… Przeczuwała, że będzie miała wnuczkę po prostu :) Co do imienia, to chyba Natalia będzie… Przekonuję się do niego coraz bardziej, ale zobaczymy, czy w ostatniej chwili rodzice nie zmienią zdania, biorąc pod uwagę na temperament mojej siostry ;P
Jeszcze wracając do wakacji, to w ich trakcie uaktywniła się moja słabość do starszych facetów, jezuuuuuu. I tak zostałam na lodzie, bo zmienna jestem niczym wahadło. Ostatnio moja koleżanka zaręczyła się z 7 lat starszym i jest mega szczęśliwa z nim. Hm, może nie powinnam ulegać stereotypom?
Do bani jest ta dorosłość :>