• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

blog

blog

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007

Archiwum kwiecień 2010


< 1 2 >

"Take my car, take my home, take everything...

Mam nadzieję, że to piździjewo, które mnie dziś obudziło, nie będzie trwało aż do weekendu :/ Musi być ciepło! O dużą dawkę słońca poproszę! K. przyjeżdża i zamierzamy pojechać jednego dnia na grilla do mojej koleżanki, a drugiego na moją działkę, m.in. po to żeby spróbować rozbić namiot, który mam zamiar kupić jutro. Bo wakacje spędzimy pod namiotem, w Chorwacji :) Wcześniej planowaliśmy pojechać z biura podróży, ale niestety ceny za pobyt w sierpniu są tak wysokie, że stać nas by było na maksymalnie tydzień wyjazdu...  A jadąc na camping, możemy sobie pozwolić na minimum dwutygodniowy wypad :)

Kwestia finansów jest tematem drażliwym w naszym związku. Zwłaszcza odkąd K. dostaje co miesiąc żołd. Najchętniej to on by płacił za wszystko. Walczę z tym, bo nie lubię tak... Za bardzo niezależna jestem, żeby pozwolić facetowi za każdym razem płacić za mnie. No ale, niestety, nie za każdym razem mi się udaje, oj nie mam łatwo ;) K. po prostu nie uznaje wersji pod tytułem "Ja mam pieniądze", bo uznaje taką: "My mamy pieniądze"... A co my, małżeństwo czy co? Ech :P

A propos małżeństwa, to jakiś czas temu K. był z mamą na zakupach, zatrzymali się na chwilę przy pierścionkach na wystawie sklepu jubilerskiego, K. powiedział: "To za kilka lat...", na co jego mama (zupełnie poważnie): "Za kilka?! Ja myślałam, że jeszcze w tym roku!"... :D

P.S. Carnation, skoro czasem tu zaglądasz, to napisz co u Ciebie, u Was :)

27 kwietnia 2010   Komentarze (6)

"You give me a feeling that I never...

Miał przyjechać w sobotę koło południa. Poszłam spać w piątek koło 23 czekając na telefon o godzinie 5-6 od K. z informacją, że właśnie wyjeżdża z Wrocławia. Tymczasem... Przed godziną czwartą obudziło mnie smyranie po policzku... To był nos K. :D Otworzyłam oczy i przez chwilę myślałam, że to mi się śni. Ale to nie był sen! Zaspana (i zaskoczona, że hoho!) wymamrotałam tylko: "Co Ty tutaj robisz?" :D Ten spryciarz wieczorem zasmsował do mojej mamy, czy mogłaby mu otworzyć drzwi gdy przyjedzie - żeby nie musiał mnie budzić, a tym samym zrobić mi niespodziankę :)

Lepszego faceta to ja już nie znajdę, zresztą... I tak nie chcę szukać, nie muszę, bo mam K. i go nikomu nie oddam ;)

A tak z innej beczki, to zaspałam dziś na zajęcia o 16... Gromkie brawa poproszę! :D

20 kwietnia 2010   Komentarze (4)

"Can you send me an angel to guide me?"...

Sukienka jest. Ale balu nie ma - odwołany. Szkoda, no ale co zrobić. Plany planami, ale życie życiem. Niby sukienkę będę miała okazję wykorzystać, np. na weselu kuzyna K. w sierpniu, ale chyba jej nie założę... Miała być przecież na specjalną okazję, na ten bal... Więc na wesele założę jednak coś innego.

K. miał przyjechać w piątek, ale przyjedzie w sobotę. Dopiero. Kurde, a ja się tak stęskniłam. Niby nie widzieliśmy się standardowo czyli dwa tygodnie, ale ja chcę go zobaczyć już, teraz, zaraz... No ale. Akurat w piątek wieczorem jest impreza pożegnalna jednego z dowódców, który wyjeżdża do Afganistanu. Młody facet, ze 2-3 lata starszy ode mnie. K. go lubi i sam przyznał, że czuje się, jakby brata na tą misję wypuszczał. To przecież nie będę chłopu zabraniać... Potęsknię sobie dzień dłużej.

Ilekroć K. wypowiada słowo "Afganistan", to mnie cholera bierze. Myśl o tym, że sama kiedyś będę musiała go pożegnać na pół roku to dla mnie jakaś abstrakcja, staram się to wypierać... Bo może jednak nie będzie musiał tam jechać, a właściwie - nie będzie chciał, odwidzi mu się. Choć wiem jaki jest zdeterminowany... Ledwo się poznaliśmy, a on już trąbił o tym wojsku, o Wrocławiu... Więc kogo ja chcę oszukać... Jemu się nie odechce przecież... A myślę o tym cholernym Afganistanie każdego dnia. I o tym jakie życie czeka nas w przeciągu kolejnych kilku lat: jeszcze cztery lata we Wrocławiu, a potem gdzie indziej go wyślą, do jakiejś pipidówy w Polsce. No a ja? Pewnie, że z nim pojadę. Bo jak już uda nam się wspólnie osiąść we Wrocławiu, to ja potem już podziękuję za kolejne lata związku na odległość, a więc gdzie on - tam i ja. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Choć może nie będzie tak źle?

14 kwietnia 2010   Komentarze (2)
< 1 2 >
Kasia-87 | Blogi