Bezrobocia ciąg dalszy.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy dzień po wysłaniu trzech CV zadzwoniła do mnie jedna pani z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. No ale niestety, nie zadzwoniła już potem z wiadomością, że zaprasza do współpracy. I tak sobie szukam dalej, ale coś czuję, że prędzej skończę na kasie w Piotrze i Pawle, który mam pod nosem, niż znajdę pracę w przedszkolu czy szkole :P Teraz taki głupi okres na szukanie roboty w tej dziedzinie, bo wszyscy mają nauczycieli skompletowanych i jedynie nowopowstające punkty opieki przedszkolnej/kluby malucha są dla mnie nadzieją. Ale nie łudzę się. Zaraz mykam kupić gazetę z ogłoszeniami, bo mam wrażenie, że internet już przekopałam z góry do dołu :D
Rozdział związany z lipcowym wypadkiem uważam za ostatecznie zamknięty - policja umorzyła sprawę, bo koleś się nie przyznał, a i nikt z mieszkańców jego wioski go nie wydał, chociaż wiadomo, że niektórzy wiedzieli, a może nawet i widzieli tą sytuację. Szkoda. Ale chociaż przez chwilę się przestraszył, jak K. ze swoim tatą pojechali do niego oddać mu rower. Stary pijaczyna udawał, że nie wie o co chodzi, ale podobno nie do końca mu to wyszło, bo widać było, że był zaskoczony i przestraszony. Dobre i to... Gacie mu się trzęsły chociaż przez chwilę, bo tata K. nie szczędził mu słów. Więc chociaż tyle... Oczekiwałam większej sprawiedliwości, no ale bez świadków nie mamy żadnej przewagi i nawet za naprawę samochodu nie da się od dziada wycisnąć pieniędzy. Trudno, bo co mogę więcej powiedzieć. Oby więcej lęk o życie swoje i K. mnie nie spotkał...