Walentynki minęły w zasadzie jak normalny dzień. Jedynie na ulicy spotykałam facetów z różami, a w pubie puszczali takie smęty, że nie wiem... Trochę to nienormalne, przecież Walentynki to szczęśliwy dzień dla zakochanych, a oni z piosenkami o nieszczęśliwej miłości wyskoczyli, no nie mogę :P Na szczęście potem się opamiętali i poleciała muzyka lat 60tych :D Ach, piwo z sokiem i koleżanki z grupy to był idealny pomysł na czwartkowy wieczór.
A ja się wpakowałam w kolejną internetową znajomość. Tzn. to już trwa od jakiegoś czasu, jakoś tak po świętach się zgadaliśmy, podczas gry na 'kurniku'. Z jednej strony zastanawiam się, po co ja to ciągnę, już się nie raz sparzyłam, ale z drugiej jejuuu, on mnie intryguje. Jest młodszy - chyba lubię "odchylenia" w tą lub tamtą stronę ;) Lubię z nim pogadać, choć mam wrażenie, że trzyma mnie na dystans. Ale chciał mój numer telefonu, soooł? Huh. Wiecie ile radości sprawia mi, gdy puści mi sygnał? :D Haha, moi znajomi już jakiś czas temu odpuścili sobie ten zwyczaj... Rozmowa na gg z nim jest takim fajnym zakończeniem dnia albo tygodnia (bo nie rozmawiamy codziennie), a wszystko w takich rozsądnych granicach. Tak swobodnie jest. I like it.
Od poniedziałku zajęcia i, o losie, znowu mam jakoś mało godzin :D To się nazywa wynagrodzenie za ubiegły beznadziejny rok akademicki! ;)
Dzisiaj, dla odmiany, notka pozytywna.
Wczoraj miałam spotkanie klasy licealnej, przyszło 12 osób, co dla mnie jest sukcesem, bo poprzednie meetingi liczyły góra 6 człowieków :D Łeb mnie dzisiaj boli, bo za dużo piwa wypiłam, ale co tam, raz na jakiś czas można przecież zaszaleć :p Było baaardzo pozytywnie. Niektórzy się pozmieniali z wyglądu, ale z charakteru to wciąż te pozytywne osoby! Trochę powspominaliśmy, trochę poopowiadaliśmy co tam u nas, trochę potańczyliśmy, trochę (a może i bardzo trochę) zdjęć nacykaliśmy ahhh! Brakowało mi ich. Jeszcze dwa lata temu miałam z nimi styczność pięć razy w tygodniu, a teraz nawet pięć razy w roku niektórych nie widzę. Ciekawe, czy uda się nam rzeczywiście zebrać ekipę i pojechać nad morze w czasie wakacji i powygłupiać się niczym za czasów wycieczek szkolnych hehe. Bardzo bym chciała, ale kurczę znając moją klasę, to ciężko będzie to zgrać, więc na razie niedowierzam. Obym się mile zaskoczyła ;)
A moja siostrzenica zaczyna się świadomie uśmiechać :) Uwielbia jak się mówi do niej "gu gu gu" albo "la la la" :D
Teraz to już na pewno żałuję, że nie wyjechałam na studia do innego miasta. No i teraz mam. Zero spokoju, zero. Wymagający tata, uciążliwa czasem mama i chory dziadek. A dziś to już w ogóle jakiś beznadziejny dzień :( Między innymi dlatego, że dziadek rzucił się na mnie z pretensjami, że go kontroluję, że to nieładnie z mojej strony czy jakoś tak. Zamurowało mnie, wyszłam po prostu z jego pokoju i zostawiłam go z tą otwartą szufladą mojego taty, w której jak zwykle szukał nie wiadomo czego. Bo co miałam mu odpowiedzieć? Tak, kontroluję Cię, bo jesteś chory, już nie pamiętasz jak porozcinałeś pościel, zabrudziłeś łazienkę, wstawiłeś czajnik bez wody, wyszedłeś z mieszkania na korytarz nic mi nie mówiąc...? Kurczę, mam już dość. To naprawdę męczące. Dlaczego ja się muszę tak przejmować? Oczywiście nikt nie widzi w tym wszystkim problemu i wychodzi na to, że jestem po prostu cholernie wrażliwa, więc trudno.
Jutro mam egzamin, nic nie umiem, ale chyba mam to w nosie.
Ciężko mi, bo z jednej strony wszyscy są upierdliwi, a z drugiej to się mną nie przejmują. Niemożliwe? A jednak.