Słońce cudownie świeci, a ja sobie siedzę i rozmyślam. Jest już marzec. Do czerwca, czyli egzaminu licencjackiego coraz bliżej, a stamtąd jeszcze bliżej do października. A październik będzie albo nowym rozdziałem rozpoczętym we Wrocławiu albo oznacza kolejne dwa lata tutaj gdzie teraz jestem. Bardzo bym chciała, żeby do skutku doszło jednak to pierwsze. K. już nawet znalazł mieszkanie, które moglibyśmy wynająć... Niezbyt drogie (choć tanie też nie), lokalizacja nienajgorsza... Aż się rozmarzyłam, bo patrząc na zdjęcia już widzę siebie pichcącą w tej niewielkiej kuchni, czekającą na K. z obiadem czy kolacją... Faktem jest, że nie będziemy mieszkać razem tak do końca, ale zawsze to kilka godzin dziennie spędzonych razem. Nie wiem, co robić. Nie mogę przecież z góry założyć, że mnie przyjmą na tamtejszy uniwersytet. Ale z drugiej strony, warto by było już teraz jakieś lokum zaklepać, bo gdy ja dowiem się, czy mnie przyjęli, czy nie, to może być już za późno na jakieś sensowne oferty wynajmu...
Ech, póki co idę się nacieszyć wiosenną pogodą :)