Uwielbiam... Uwielbiam do granic możliwości ten czas, gdy czuje się, że zima odchodzi, a wiosna przyszła! :)
Chyba w końcu nadeszła pora, by schować zimowe buty i kurtkę, hmm?
Szybko minął ten weekend. W piątek zaczęłam kurs wychowawcy kolonijnego, wczoraj i dziś też miałam zajęcia, więc szybko zleciało. Jeszcze następny weekend, przed Świętami egzamin, a potem będzie już tylko dumna Kasia z certyfikatem ;) Bardzo podoba mi się ten kurs - nowi ludzie, fajni prowadzący, ciekawe zajęcia. I szkoda, że to tylko te 6 zajęć po parę godzin. Bo mniejsza ilość czasu wolnego jednak ma sporo zalet. Przede wszystkim za dużo nie myślę, nie świruję, nie użalam się nad sobą.
Ostatnio, jak mnie koleżanka spytała, jak tam K., to potem przez dwa dni miałam strasznego doła. A to było tylko jedno głupie (nie, w sumie nie głupie - bo normalne!) pytanie... No ale, ja przecież uwielbiam robić z igły widły.
Anyway, żałuję, że zaczęłam ludziom opowiadać o K. Dużo lepiej mi było, gdy nikt nie był świadomy jego "obecności". Owszem, wtedy jeszcze wszyscy dziwili się, czemu nie zwracam uwagi na innych facetów, kto wie, może nawet podejrzewano mnie o homoseksualizm :P, ale miałam przynajmniej święty spokój (nie licząc mojej mamy - jak pierwszy raz spytała "A co tam u K. słychać?", to prawie się herbatą zachłysnęłam :D). Ech. A wszystko zaczęło się od tego, że jednej koleżance po pijaku, w lutym zeszłego roku, wypaplałam kto tak do mnie po nocach smsuje. Kazałam jej obiecać, że nikomu nie powie. Obiecała. Tyle że parę miesięcy później o tej obietnicy zapomniała. Wtedy się zaczęło... takie małe piekiełko ;) Na początku odrobina zrozumienia, a potem pouczanie mnie, wyśmiewanie. Bo jeśli do tej pory się nie spotkaliśmy, to on ma mnie w nosie po prostu. No jaaaaaasne, bo przecież wszyscy wiedzą lepiej, a ja jestem ślepa i to przecież inni utrzymują kontakt z K. i wiedzą jak wygląda sytuacja, a nie ja!
Mam strasznie dużo wiary w tą znajomość, przyznaję się bez bicia. Chociaż wcale tego nie chciałam, na początku strasznie wypierałam się tego przywiązania i w ogóle... Chciałam być rozsądna, bo jak to tak - angażować się w znajomość bez bezpośredniego kontaktu z drugą osobą? Teraz mam to w nosie, przez minione lata życia przeważnie kierowałam się rozsądkiem i mam z tego zdecydowanie nie to, czego oczekiwałam. Będzie co ma być, carpe diem i tak dalej. Takżeeeeee, sory Winetu, ale się nie zniechęcam i robię swoje, bo wiem, że warto. :>
Moja siostra jest w szpitalu, bo ma za wysokie ciśnienie, a do tego cukrzycę ciężarnych, czy jak to tam się nazywa... Ale całe szczęście dzidzia już się obróciła główką w dół, bo przez ostatnie tygodnie była w niewłaściwej pozycji, więc chociaż tyle dobrego... Kurde, jeszcze jakieś 7 tygodni... Oby to wszystko się jakoś unormowało...
Na poprawę humoru - jakbyście nie wiedzieli, to pąki na drzewach pulchną, a przy budowie domu, obok murarza, niezbędny jest kucharz! To takie złote myśli z praktyk w trzeciej klasie podstawówki :)