No proszę Państwa, postanowiłam zabrać się za samą siebie. Tak porządnie. Czekam na zmiany, owszem, ale postanowiłam, że nie będzie to bezczynne oczekiwanie, przeplatane wiecznym marudzeniem i tak dalej... I choć odliczam niecierpliwie miesiące do ukończenia studiów na poziomie licencjackim, to w międzyczasie zrobię jeszcze coś dla siebie oraz dla swojej przyszłości...
Zapisałam się na jogę - okazał się to strzał w dziesiątkę. Zapisałam się na kurs wychowawcy kolonijnego - może kiedyś taki papierek mi się przyda, a co! Zastanawiam się nad "odświeżeniem" swojego angielskiego, może jakiś certyfikat? Przeglądam oferty na razie. Razem z koleżanką być może wkręcę się na kurs dogoterapii - baaardzo bym chciała, żeby się udało, bo to byłaby namiastka tego, o czym kiedyś marzyłam. Przyjemne z pożytecznym:)
Czas szybciej mija, kiedy ma się co robić, nieprawdaż? A ja w sumie ciągle żyję w schemacie dom-uczelnia... I te, bezsensowne w zasadzie, myśli w mojej głowie. Czas z tym skończyć, a przynajmniej je ograniczyć:> Przydadzą mi się dodatkowe zajęcia. Już teraz czuję się lepiej z taką myślą. Zmieniłam tok myślenia, sama za siebie trzymam kciuki i już jestem z siebie dumna :D
Dawno nie pisałam tu o K., dziwne! :D Tymbardziej, że owy osobnik zajmuje jakieś 90% moich myśli. A dzisiaj to może nawet ta liczba procentów wzrośnie do 100, kurde... Bo właśnie ujrzałam jego nowe zdjęcia, pierwsze od kilku miesięcy. I na jedno nie mogę się przestać gapić, o rany... Niech go szlag - nie dość, że jest daleko, to jeszcze taki przystojniak! ;) Chociaaaaaż, jak przypomnę sobie tak zwane "początki", to nie od razu tak o nim myślałam. W ogóle mi się nie podobał:) Tzn. nie to, że uważałam go za brzydkiego, ale nie był w moim typie. Zwłaszcza, że miał długie włosy, a mnie jakoś takowe nie rajcują u facetów :P No ale... Kilka miesięcy po naszym poznaniu, ściął je. Nie, że na krótko tak zupełnie, ale kitka już sobie nie zrobi. No i wtedy właśnie jak je ściął, to coś we mnie się zmieniło, hyhy ;)
Achtung, achtung, będzie tu hasło, więc zostawcie Wasze e-maile. Niestety, jestem zmuszona. Mój tata ostatnio zapoznał się z Internetem, mama też czasem przesiaduje przed komputerem... I mimo, że korzystają z innej przeglądarki, a ja nawet w swojej nie mam adresu swojego bloga w ulubionych, to i tak mam stracha, więc będzie lepiej (dla mojego spokoju przynajmniej) jak zahasłuję.
A na koniec cytat tygodnia (by K.): "Ja Cię utrzymywał nie będę, też masz przynosić pieniądze" :D Jak on wyskakuje z tymi swoimi wizjami na temat przyszłości, to normalnie... Wariat, no. ;) Aczkolwiek zabawny, nie powiem!
Plan na semestr czwarty - no comments. Albo nie, pomarudzę jednak! Pochlastać się idzie! Nawalili mi tylu godzin, zajęcia bite 5 dni w tygodniu. Żegnajcie, wolne piątki... I jeszcze te praktyki w podstawówce od czwartku, łojacię. Mówiąc nieładnie - sram w gacie :D Boję się, chociaż przecież nie powinnam. Raz, że to co dwa tygodnie tylko, dwa, że teraz mnie i tak nie czeka prowadzenie lekcji, a jedynie obserwacja (chociaż jakaś drobna pomoc nie jest wykluczona), trzy, że to będzie klasa z przedziału 1-3 (jeszcze nie wiem dokładnie która), więc może mnie nie zjedzą :) A, jeszcze cztery - lubię dzieci przecież! Gdyby jeszcze one mnie polubiły tak jak moja siostrzenica... :D Aj tam, bardziej mnie stresuje konieczność zrobienia tzw. praktyki ciągłej, czyli dzień w dzień w szkole, przez miesiąc. Najprawdopodobniej we wrześniu. I wakacje mam tym samym z głowy... Bo w lipcu i sierpniu planuję iść do pracy. Laptopa mi się zachciało :P Przyda się za rok, jak spakuję manatki i wyjadę na magisterkę, a przynajmniej taką myślą żyję... :) Nic to, do pracy rodacy. Oby i w tym roku przyjęli mnie bezproblemowo, bo te kryzysy, sryzysy, kto ich tam wie... Ych. Już jakoś przeboleję tą trzyzmianową robotę przez dwa miesiące, a pieniądze nie leżą na ulicy przecież, więc mam nadzieję, że się uda.
A na w-f zapisałam się na jogę :D Zawsze byłam ciekawa co to za cudo, a poza tym - ile można na basen chodzić albo biegać za piłką! :P Czas spróbować czegoś nowego... Rówież w myśl tej zasady, przerzuciłam się ostatnio z autobusów na tramwaje, haha. I byłam wczoraj w teatrze, pierwszy raz od czterech lat!
Staram się jakoś ogarniać, porządkować swoje życie. Wszystko po to, żeby powiedzieć za jakiś czas, że nie zmarnowałam swych szans. Udasięudasięudasięudasię...?