Dopadł mnie ostatnio tak zwany ludziowstręt.
Denerwuje mnie obecność niektórych. Denerwują mnie ich zarzuty wobec mnie. Denerwuje mnie ich podejście do życia. Denerwuje mnie, ogólnie rzecz biorąc, pół świata.
Taki wnerw na miarę PMSu, ale to nie to.
Jednak okazuje się, że otworzenie się na ludzi, zaufanie im (a przynajmniej niektórym), nie było wcale dobrym posunięciem. Niby miało mi to pomóc, a mam wrażenie, że obróciło się przeciwko mnie.
Nie jestem idealna, nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Jestem okropnym uparciuchem i w tym momencie nie chcę słuchać rad innych... Po prostu mam już dość - ile można, do jasnej cholery, tego wszystkiego słuchać...?! Strasznie drażni mnie, że krytykują mnie ludzie, którzy sami mają niemały bajzel w swoim życiu. Sorry, ale naprawianie świata powinno zacząć się od naprawiania samego siebie.
Zdałam ostatni egzamin! Cuda się kurde zdarzają :D I tak oto dobiegła końca moja pierwsza bezpoprawkowa sesja - jestem wzruszona :D
Co do mojej siostry - wszystko w porządku, Zuzia będzie miała siostrę... :) Moja druga siostrzenica wstępnie planuje przyjście na świat w dniu urodzin K., haha. Ostatecznie i tak pewnie data będzie inna (Zuzia np. urodziła się 5 dni wcześniej), ale póki co, to dość zabawny zbieg okoliczności ;) Ach, jeszcze jakieś trzy miesiące i znowu będzie czekanie na pierwszy uśmiech, słowo, krok... :)
Wbrew pozorom, nie budzi się we mnie instynkt macierzyński... Na razie bycie ciocią mi wystarcza, hehe.
No to jestem już po ostatnim egzaminie. Dość wredny był, więc nie zdziwię się, jak nie zdam, ale poprawka dopiero w marcu, a resztę przedmiotów pozaliczałam, więc przez najbliższe dwa tygodnie mam ferie. Pierwszy raz odkąd studiuję mam dwa tygodnie wolnego! Byłoby cudownie, gdyby nie to, że jestem chora łokropnie. Ale kuruję się, kuruję, bo znajomi zjeżdżają do domów i się muszę z nimi pospotykać, niektórych pół roku nie widziałam... Właśnie umawiam się z jedną koleżanką, zaproponowałam sobotę, a ona mi na to, że Walentynki są, to z chłopakiem jest umówiona. Kurrrrrrrde. Zapomniałam, że to w tym tygodniu.
Ale chrzanić Walentynki. Miałam ostatnio gorsze przeżycia...
W sobotę byłam na pogrzebie dziadka mojej kuzynki. Znałam go dobrze i bardzo przeżyłam to odejście. Sam pogrzeb to już w ogóle... Zwłaszcza ten moment jak spuszczali trumnę w dół...
Było ze mną kiepsko, ale byłoby o wiele gorzej, gdyby nie K. Znowu on. Znowu on postawił mnie na nogi, znowu on okazał się niezawodnym wsparciem. Złoto, nie człowiek, naprawdę.
Miałam przez chwilę plan, żeby do niego jednak pojechać. Ale, jak się okazało, musiałabym się liczyć z conajmniej dwoma przesiadkami (!!), a podróż trwałaby około ośmiu godzin (!!). Chyba nie jestem zdolna do aż takiego poświęcenia (sorry, K.). Głupie PKP. O PKSie nie ma mowy, bo tam nie dojeżdża... Rower, autostop, piesza wycieczka (:P) - odpada. Samochód też. Nie ma jak. De u pe a.
Znowu mnie chyba łapie gorączka, idę się położyć...