• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

blog

blog

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007

Archiwum listopad 2010


Praco! Przybywaj...

Uparłam się żeby poszukać pracy na najbliższe miesiące w mojej przedszkolno-szkolnej branży. No i coś się ruszyło, coś się znalazło. Trochę to trwało, ale jest nadzieja, w końcu!

Przez miniony miesiąc udało mi się znaleźć kilkanaście interesujących ofert, w odpowiedzi na które wysyłałam CV i listy motywacyjne. Byłam tylko na trzech rozmowach, między innymi w jednym klubie malucha. Byłam na rozmowie na początku listopada - zaproszono mnie na coś w rodzaju okresu próbnego, tzn. miałam przychodzić na godzinę lub dwie dziennie kilka razy, żeby sprawdzono czy nadaję się do tej fuchy i czy w ogóle mi się taka praca podoba. Układ był uczciwy, bo płacono mi za każdą godzinę tam spędzoną. Ostateczna decyzja miała być podjęta pod koniec tygodnia (rzecz jasna nie byłam jedyną kandydatką - chętnych było więcej), ale przeciągnęło się to do następnego tygodnia. Ale i w tym następnym tygodniu nie podjęto decyzji, znowu odłożono to o kolejny tydzień... Byłam wkurzona, bo w tym czasie nie rozsyłałam CV - dobrze się tam czułam i narobili mi takich nadziei, że nie widziałam sensu w rozglądaniu się za czymś innym. Byłam ostatni raz tam tydzień temu i jakby co, to mieli się odezwać do piątku. Jednak nikt do mnie nie zadzwonił. Natomiast dzisiaj - telefon. Pani się zapytała, czy nie znalazłam już jakiejś pracy, a jeśli nie, to oni proponują, że w grudniu jeszcze pochodzę tak dorywczo jak do tej pory, a od stycznia dostanę umowę. Kurde. Cieszyć się powinnam... A ja mam mieszane uczucia. Po pierwsze dlatego, że mam połowę Wrocławia do przejechania dwoma autobusami (to jest koszmar, jednego dnia powrót do domu zajął mi prawie dwie godziny), po drugie - jest to praca ośmiogodzinna (myślałam, że będzie jak w przedszkolu - 5 godzin i do domu, no ale to jednak inna placówka), a po trzecie - najniższa pensja krajowa, czyli niecały tysiak na rękę... Jednak są też plusy - dzieciaki są fajne, no i miałabym normalną umowę o pracę, miesiące przepracowane liczyłyby mi się do emeryturki, a poza tym miałabym co w CV wpisać w rubryce "doświadczenie zawodowe" :P Ach, ale i tak zawiedziona jestem kwestią finansową, bo praca nie jest wcale taka lekka i łatwa, a poza tym chciałam zbierać pieniądze na kurs dogoterapii i angielskiego i płacić chociaż część sumy za wynajem, żeby nie nadużywać dobroci moich rodziców... Więc plan mam taki: w grudniu pochodzę do tych dzieciaczków, ale i tak w międzyczasie będę szukała innej pracy, może akurat znajdzie się coś lepszego, coś bliżej domu i coś lepszego finansowo... A jak nie, to od stycznia podpisuję tamtą umowę. Swoją drogą, to nie wiem na jaki okres ona by była... Nie chcę podpisywać czegoś na dłużej, bo od października chcę wrócić na studia i to dzienne... Kurde, jaki ten dorosły świat jest skomplikowany!;)

30 listopada 2010   Komentarze (5)

"Can you hear me calling out your name?...

Wyjechałam z Wrocławia zaledwie kilka dni temu, a już tęsknię za tym miastem, za moim mieszkankiem, za moimi myszami :D W sumie miałam przyjechać do domu na niezbyt długo, ale w efekcie zostanę tu do końca tygodnia. W piątek przyjedzie K., a w niedzielę razem wrócimy do Wrocławia, razem z dwiema szafkami, antyramą (nad którą pracuję już drugi rok, nie mogę się zdecydować, które zdjęcia tam włożyć itp., ale może w końcu się zmobilizuję :P), płytami, sukienką na Bal Podchorążego (balujemy 20 listopada :D) i jeszcze paroma innymi rzeczami...  Dobrze mieć chłopa z samochodem! ;) Fakt, że młodziak z tej fury nie jest, ale grunt, że jeździ i ma duży bagażnik :D

Chcę już piątek, bo strasznie tęsknię za tym moim K... Jak jestem we Wrocławiu, to widzimy się prawie codziennie, a teraz nie widziałam go od tygodnia i trochę mnie to dobija :) Poza tym, już mnie trochę rodzina zmęczyła;) Dano mi do zrozumienia, że nie decydując się na studia zaoczne, popełniłam błąd. I że na pewno już na studia nie wrócę, bo przez ten rok przerwy od nauki, to na pewno mi się odechce. Sratatata. A jak się użalam, że nie jeżdżę już na ulgowym bilecie, to słyszę: "Na własne życzenie". Fajnie, grunt to mieć wsparcie... Dobrze, że chociaż K. we mnie wierzy. Chociaż czasem jeszcze żartobliwie wypomni to, czego nie doczytałam na rozmowę, a z czego mnie zapytano :P Ale on nie ma wątpliwości, że zrobię tą magisterkę. Ja wiem, że ją zrobię, bo CHCĘ. Mój tata z kolei ma stosunek nieco olewczy, chociaż.... Zadzwonił kiedyś do mnie, niedługo po wynikach rozmowy na studia. Cała rozmowa trwała jakieś pół minuty, ale w jej trakcie powiedział rzeczy, których nigdy od niego nie usłyszałam. Powiedział mniej więcej coś takiego: "Trzymaj się, córka. I nie załamuj się. Nie przejmuj się pieniędzmi. Tata jest z Tobą. Trzymaj się, dobrze?". Jak skończyliśmy tą "rozmowę", to się rozbeczałam ze wzruszenia, bo tata nigdy czegoś takiego mi nie powiedział. Dał mi tymi kilkoma zdaniami niesamowite wsparcie... Dla niego chyba nieważne jest czy studiuję, czy nie. Chyba widzi, że jest mi dobrze w nowym miejscu. Poza tym, przecież nie leżę do góry brzuchem, szukam pracy i nie przepuszczam bezmyślnie pieniędzy, które od nich dostaję... No ale mama z siostrą mają wspólną gadkę - Kasia źle zrobiła i koniec. No cóż, ja mam inną wizję swojego życia. A pieniądze, które wydałabym na studia zaoczne, przeznaczę na kurs angielskiego oraz dogoterapii, o. I będzie po mojemu. Czyli będzie dobrze. Mam nadzieję :P

03 listopada 2010   Komentarze (4)
Kasia-87 | Blogi