Święta na półmetku, ale ja już myślami jestem przy niedzieli, bo K. przyjeżdża. Czuję się jakbym go z miesiąc nie widziała, a nie dwa tygodnie, tak się stęskniłam. Jutro pakowanie, takie oficjalne, że tak to ujmę, bo póki co - walizka leży, a na niej stos rzeczy do upchnięcia :D
Wracam 4 stycznia, a więc już teraz składam Wam życzenia noworoczne - szczęścia, szczęścia i jeszcze raz szczęścia, co najmniej takiego kalibru, jakiego ja doświadczyłam w tym roku ;)
Szczęśliwego Nowego Roku i do przeczytania w styczniu :)
Od kilku dni biegam po sklepach i dokupuję rzeczy potrzebne na wyjazd. To już za tydzień! :) Jeszcze tylko czapka mi potrzebna... Koszmar, już tyle ich mierzyłam, a żadna mi jakoś nie leży. No dobra, była jedna, w której nie wyglądałam jak niepowiemco, fajny fason, ale... różowa :) Nie pasuje mi kolorystycznie do reszty garderoby, ale jak już naprawdę innej nie znajdę, to chyba wrócę po tamtą, haha :D
Głowa mi pęka. Od 6 rano jestem na nogach, opiekowałam się młodszą siostrzenicą. A potem też i Zuzią, w międzyczasie pomagając też siostrze. Fajna sprawa mieć starszą siostrę, a przy tym praktykę opiekuńczą, bo tak też można traktować pilnowanie tych dwóch małych księżniczek ;) Jak kiedyś dorobię się własnych dzieci, to nie będę się bała ich przewinąć czy wziąć na ręce. Pamiętam, jak denerwowałam się trzymając Zuzankę na rękach po raz pierwszy :) Ale już przy Natalce zachowywałam się jak doświadczona matka Polka :P Poza tym też przekonuję się, jak wiele poświęcenia wymaga posiadanie własnych dzieci. Zanim zostałam ciocią, traktowałam ten temat dosyć "lekko" - co to za filozofia nakarmić czy przewinąć dziecko... A w gruncie rzeczy pod pojęciem "wychowywanie" kryje się strasznie dużo rzeczy. I trzeba się trochę egoizmu wyzbyć, bo najważniejsze są potrzeby tego małego człowieczka. Dlatego teraz nie widzę siebie w roli matki. Ale z drugiej strony... czy kiedykolwiek przyjdzie taki moment? Mi się wydaje, że zawsze znajdzie się jakaś wymówka - teraz studia, potem praca, potem coś tam... Ale póki co, strasznie dbam o to, by na razie nie zostać mamusią ;) I tylko K. się ze mnie śmieje, bo do niedawna byłam niesamowicie zestresowana na samą myśl, że mogę być w ciąży, choć w rzeczywistości nie było takiej fizycznej możliwości ;) No ale ja to ja, chyba za bardzo wierzę, że niemożliwe może stać się możliwe :D Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło w maju, czyli pierwszym spotkaniu z K. i tym wszystkim co się dzieje do tej pory :)
Łooo dobra, się rozpisałam.
I to nie na ten temat, co chciałam :)
Bo przyszłam tu w sumie po to, żeby napisać, że w przyszłym tygodniu miną dwa lata od dnia, w którym się poznaliśmy. Dwa lata... Niezwykle przełomowe dwa lata dla mnie. Najcięższe, ale jednocześnie najpiękniejsze dwa lata mojego życia. Ach, co tam, więcej dodawać nie trzeba. Jestem taaaaaaka szczęśliwa :)