Dokładnie za trzy tygodnie będę w górach... Pierwszy raz od kilku lat i pierwszy raz będę w górach zimą - strasznie się cieszę na samą myśl o tym wyjeździe! Choć nie kupiłam sobie jeszcze ani butów, ani ciepłych spodni, a jedynie piękny długi zielony sweter, ale cóż, od czegoś trzeba zacząć :P Cieszę się na ten wyjazd też dlatego, że będziemy mogli z K. po prostu ze sobą pobyć przez te kilka dni. Ostatnio te nasze wspólne weekendy takie "wariackie" były, bo jeździliśmy z jednego miejsca na drugie, mając sam na sam praktycznie tylko noce :] Ale za te trzy tygodnie będzie inaczej... Nigdzie nie będzie nam się spieszyło, nie będziemy mieli żadnych imprez do zaliczenia i tak dalej... Myślę nawet, że fakt, że będą tam też jego rodzice i siostra, jest mało istotny. A przynajmniej mam nadzieję, że nie będą wymagali, abyśmy z nimi wszędzie łazili ;)
Mięczaczka jestem, wiecie? Wczoraj znowu się rozbeczałam, jak K. wyjeżdżał. Tak strasznie trudno mi trzymać emocje na wodzy. W sumie nie do końca rozumiem, czemu tak reaguję. Widujemy się ostatnio co weekend, a w naszej sytuacji to najlepsze co może być! Ale mimo tego, jakoś tak mi ciężko, bo te godziny razem mijają zdecydowanie za szybko... I chciałoby się więcej, więcej i więcej... Zastanawiam się, jakim cudem wytrzymałam 5 tygodni rozłąki przed przysięgą, skoro teraz tydzień czy dwa to dla mnie jakaś masakra :)
Zaczęło się o godzinie 19, skończyło o 4... Noooo... Balowalim, że hej :D
Tak naprawdę, to nazwa "bal" jest tu trochę nietrafiona. Niby dostojnie, elegancko (choć niektóre dziewuchy miały sukienki, jak to ja nazwałam, plażowe - no aż się prosiło, żeby japonki zamiast obcasów założyły! :P), ale na przykład jednak nie grała orkiestra - był DJ, co spowodowało, że to raczej przypominało imprezę na mieście niż bal:) Niemniej jednak, było super! Wywijaliśmy z K. na parkiecie, o matko, nogi mi prawie w cztery litery weszły :P K. się wcześniej zarzekał, że tańczyć nie umie, co oczywiście okazało się bzdurą :P Był szał ciał i tyle :D
Poznałam kilku jego kolegów, koleżanki. Za dużo z nimi nie rozmawiałam, bo w sumie każdy spędzał ten wieczór bardziej ze swoją połówką (choć przy jednym stole siedziało kilkanaście osób). A i wcale się nie dziwię, ja tam miałam ogromną potrzebę nacieszyć się tym moim podchorążym, bo widzieliśmy się pierwszy raz od trzech tygodni. I z tego co się zdążyłam zorientować, to większość dziewczyn jest w podobnej sytuacji ;) Ach, tańczyłam nawet z kapitanem kompanii, hoho :D Oprócz tańców i jedzenia, zaserwowano nam występ kabaretu i show barmańskie. W ogóle organizacja była świetna. No ale wojsko to musi być zorganizowane przecież ;)
Zdjęcia póki co na razie nie będzie, bo nie jestem w posiadaniu... Ja nie miałam ze sobą aparatu, a K. na razie nie ma możliwości przesłania ;) W sumie za dużo nie cykaliśmy, bo tańczenie zajmowało nas bardziej :d
Aaaa... Dzień przed balem coś poszłam do fryzjera, niestety jak zwykle ciachnięto mnie krócej niż chciałam :( Teraz przez 5 lat nie pójdę do fryzjera, I swear!!!
To tak w olbrzymim, chaotycznym skrócie. Mam trochę zwariowany tydzień, nauki trochę, a więc notkę pisałam na szybko, aby chociaż w niewielkim stopniu zaspokoić Waszą ciekawość ;P