Dokładnie za trzy tygodnie będę w górach... Pierwszy raz od kilku lat i pierwszy raz będę w górach zimą - strasznie się cieszę na samą myśl o tym wyjeździe! Choć nie kupiłam sobie jeszcze ani butów, ani ciepłych spodni, a jedynie piękny długi zielony sweter, ale cóż, od czegoś trzeba zacząć :P Cieszę się na ten wyjazd też dlatego, że będziemy mogli z K. po prostu ze sobą pobyć przez te kilka dni. Ostatnio te nasze wspólne weekendy takie "wariackie" były, bo jeździliśmy z jednego miejsca na drugie, mając sam na sam praktycznie tylko noce :] Ale za te trzy tygodnie będzie inaczej... Nigdzie nie będzie nam się spieszyło, nie będziemy mieli żadnych imprez do zaliczenia i tak dalej... Myślę nawet, że fakt, że będą tam też jego rodzice i siostra, jest mało istotny. A przynajmniej mam nadzieję, że nie będą wymagali, abyśmy z nimi wszędzie łazili ;)
Mięczaczka jestem, wiecie? Wczoraj znowu się rozbeczałam, jak K. wyjeżdżał. Tak strasznie trudno mi trzymać emocje na wodzy. W sumie nie do końca rozumiem, czemu tak reaguję. Widujemy się ostatnio co weekend, a w naszej sytuacji to najlepsze co może być! Ale mimo tego, jakoś tak mi ciężko, bo te godziny razem mijają zdecydowanie za szybko... I chciałoby się więcej, więcej i więcej... Zastanawiam się, jakim cudem wytrzymałam 5 tygodni rozłąki przed przysięgą, skoro teraz tydzień czy dwa to dla mnie jakaś masakra :)