Jest dobrze :)
Wiecie, gdy rok temu, na pierwszym wykładzie z mikroekonomii, profesor mówił: „Może część z Was czuje się obco i zastanawia się, co właściwie tu robi…”, to ja dokładnie tak się czułam. I z każdym kolejnym dniem przekonywałam się, że to nie moja bajka po prostu. A teraz? Jest zupełnie inaczej. Nie przeraziło mnie to, że będę musiała sporo czytać, żeby przygotowywać się na ćwiczenia. No OK, może troszkę, ale nie załamało mnie to zbytnio, a to pewnie dlatego, że tematyka jest o niebo ciekawsza niż na poprzednim kierunku ;) Dlatego w ten nowy rozdział w życiu tym razem nie wstępuję ze skwaszoną miną! :) Coraz lepiej poznaję ludzi, w większości dziewczyny, bo to jednak babski kierunek… Jest 8 chłopaków na 140 osób na roku (w środę nawet na wykładzie obok mnie usiadł taki jeden sympatyczny hyhy ;>), olaboga ;) I naprawdę, Ci ludzie, diametralnie różnią się od moich poprzednich znajomych ze studiów. Są… normalni. Wiem, może głupio brzmi, ale to prawda. Na zarządzaniu było kilka takich normalnych, reszta to osoby przesadnie ambitne lub cwaniaczkowate. Teraz mam wrażenie, że jestem wśród swoich, chociaż większość młodsza o rok, ale tego nie odczuwam jakoś :)
Odczucia po pierwszym tygodniu – dobre. Niestety, będę musiała odkopać książki i zeszyty z biologii, bo mam jeden przedmiot, który ma nazwę niezwykle rozbudowaną, a w rzeczywistości to po prostu biologia. Na każde ćwiczenia trzeba się uczyć z wyprzedzeniem i tak na przykład teraz muszę rozgryźć genetykę. Niech szlag ją trafi… Genetyka to zawsze była moja pięta achillesowa! :P Ale dla równowagi przedmiot „Wstęp do pedagogiki” bardziej przypadł mi do gustu. Tu też muszę uczyć się na bieżąco, aaale bardzo pocieszył mnie fakt, że wiele lektur jest z „psychologią” w tytule, bo kręci mnie ta dziedzina po prostu.
Nie podlega dyskusji to, iż wadą jest konieczność jeżdżenia po całym mieście, bo raz zajęcia mam tu, raz tam, a dziekanat znajduje się jeszcze gdzie indziej… Najwyraźniej coś za coś ;)