Głupio to zabrzmi, ale... w końcu mam wakacje :D I święty spokój :D Kurna, sporo stresu mnie to wszystko kosztowało. Co prawda pierwszy rok studiów kończę z nie do końca czystym kontem, bo mam jeden warunek. Szczerze mówiąc, to tylko szkoda mi tej kasy, którą włożę w zapłacenie za tą "przyjemność"... Bo najważniejsze, że najgorszą kobyłę na pierwszym roku pedagogiki zdałam, ufffff. Tylko ta głupia socjologia, no... Pierwszego terminu i poprawki nie zdałam, a facet był nieugięty - słodkie oczka i ładny uśmiech nie pomogły... ;) Ale szczęście ze zdanego przedmiotu, z którego cudem ćwiczenia zaliczyłam zdecydowanie przesłania ten jeden skromny feler... Heheh. Cieszę się jak wariatka, nosz kurde. Tymbardziej, że nie wszystkich profesorka przepuściła. Ale ja miałam to szczęście i jutro mogę zawieźć te tony książek do biblioteki ze świadomością, że zdałam to cholerstwo, achhhh :)
A za równiutko 4 tygodnie będę w Warszawie. Na koncercie Alicii Keys :) Jestem przeszczęśliwa na samą myśl o tym. Jedno marzenie do przodu... :)