• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

blog

blog

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007

Archiwum 13 lipca 2009


"There's a place for you, you'll...

Od czego by tu zacząć :) Tak, wiem, od początku najlepiej ;)

A więc już na wstępie, tzn. kiedy wysiadłam z pociągu, zostałam przez K. zaskoczona - czekał na mnie na peronie razem z pluszowym misiem... Moje dwa misie - pomyślałam sobie :D

I potem było już tylko lepiej.

Nocowałam u brata K., czego się obawiałam, ale zupełnie niepotrzebnie. Poczucie humoru to u nich rodzinna zaleta, zdecydowanie :D Bratowa też bardzo sympatyczna. Chyba mnie polubili? Kiedy wyjeżdżałam, brat K. powiedział do mnie "do zobaczyska" - to było całkiem miłe. Mam nadzieję, że to nie było powiedziane z wymuszonej grzeczności. Tymbardziej, że z tego co zauważyłam, to szczerość też u nich jest rodzinna ;)
Te dwa dni minęły tak szybko... Dużo spacerowaliśmy, byliśmy w meksykańskiej knajpie, w kinie... Spałam przytulona do niego... Choć najpierw on leżał na podłodze, a ja na łożku. Po chwili jednak Kasia nie wytrzymała: "Nie no, bez jaj, chodź tutaj" :D, na co K. uradowany odrzekł: "No nareszcie to powiedziałaś!" ;) I potem już było tak jak chciałam (a właściwie nie mam wątpliwości, że powinnam napisać: chcieliśmy) żeby było. Kiedy obracałam się na drugi bok, on się przebudzał, obejmował mnie, dawał buzi... Zupełnie jakby chciał mi powiedzieć: "Jestem tutaj i tym razem to Ci się nie śni"....
On jest taki troskliwy... I na każdym kroku czułam, że jest przy mnie. Trzymał mnie za rękę kiedy oglądaliśmy mecz siatkówki albo film, kiedy staliśmy na przystanku razem z jego bratem, kiedy siedzieliśmy przy stole po obiedzie. Gdy wyszedł na chwilę z kuchni (a miał pilnować podgrzewającego się sosu do spaghetti), no to ja oczywiście podeszłam do kuchenki i mieszałam ten sos co by się nie przypalił; K. po chwili wrócił, stanął za mną, objął i tak sobie razem pilnowaliśmy tego sosu... ;) Ale nie pozwolił mi samej nałożyć obiadu, on wszystkim się zajął, taki kochany jest jest ten mój K.! :>

Minione dwa dni były jak marzenie. Jak sen, który wydawał się nie do spełnienia.
Cały czas nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście. Długo na to czekałam, ale widocznie tak miało być. Każdy ma swoją gwiazdkę na niebie, jak to kiedyś powiedziała mi moja koleżanka... I prędzej czy później - znajdzie ją.
13 lipca 2009   Komentarze (5)
Kasia-87 | Blogi