Bla bla.
Przeziębiłam się, pewnie po niedzielnym grillu, który potem przerodził się w ognisko. Choć jest też opcja, że od K. się zaraziłam, bo on do mnie lekko przeziębiony przyjechał. No nieważne. Łykam tabletki, łykam herbatę z cytryną i miodem. I tak jutro mam zamiar jechać do K. Najwyżej pozarażam jego rodzinę, trudno :P Chłopa trzy tygodnie nie będę widziała, więc co mi tam... Ot, czysty egoizm się we mnie budzi i bojowe nastawienie. Ale może to przez comiesięczne krwawe męki ;) Łotewa.
Trochę mam też wnerwa w kwestii wakacji. Chyba jednak nie będzie tak super i romantycznie, jak zakładałam. Bo... rodzinka K. będzie urzędować kilkanaście km od naszego campingu. Ta... Czemu ja się zgodziłam na tą Chorwację? Gdzie ja głowę miałam, ja pierdykam. Niby K. zapewnia mnie, że jego familia będzie miała tam swoje życie, a my swoje (choć niewykluczone są meetingi co kilka dni). Wątpię w to, szczerze mówiąc. Rodzice pewnie też chcą się synkiem nacieszyć. Ale ja chciałabym mieć ich synka tylko dla siebie przez dłużej niż weekend! I znowu egoizm we mnie wstępuje, heheh. No nic. Pożyjemy, zobaczymy. K. chciał, żebym tam zabrała swojego laptopa (co go jeszcze nie mam w sumie, ale jest w planach), to go wyśmiałam i zarządziłam, że na wakacjach odpoczywamy od elektroniki. Pomysł mu przypadł do gustu! Więc poszłam krok dalej i zaproponowałam, że możemy też wyłączyć telefony :> Wiecie, żeby jego rodzice nie męczyli nas telefonami... Choć wersja dla niego brzmi: odcinamy się od świata... A dla mnie: świat=jego rodzice. O ja paskudna :D Dobrze, że moja rodzina nie jest taka upierdliwa, bo bym umarła.
... Ale namiot, w którym będziemy mieszkać w wakacje, jest prześwietny. Chociaż tyle dobrego... ;)