"You know you are so good for me..."...
Ech. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę, jak mocno się przywiązałam do Pana, który mieszka 200 km ode mnie... ;) Wyjechał ostatnio na obóz = nie miał zbytnio czasu i siły na pisanie do mnie i było mi strasznie... Przyzwyczaił mnie do tego, że życzył kolorowych snów praktycznie codziennie, a tu teraz raptem 1 sms na 3,4 dni. Aż jakąś taką pustkę czuję za każdym razem jak zasypiam... Co on ze mną zrobił w ogóle, ja pierdzielę! Jak sadzicie, o kim myślę jak mam przerwę w pracy? O nim. O czym myślę gdy robię sobie herbatę rano? O tym, czy już wstał i co robi. I tak dalej, i tak dalej. On, mimo, że jest tak daleko, w ciągu ostatnich kilku miesięcy poświęcił mi więcej uwagi niż ktokolwiek z mojej rodziny chociażby. Otworzył się przede mną, ja przed nim i... "Kliknięcia dwa i wszedłeś w mój świat" - taką myśl sobie kiedyś zapisałam, cholerka. Tak, wszedł niejako w mój świat i nieco go przekręcił. Jakby sobie tak pomyśleć, to ja się zmieniłam przez te parę miesięcy. Przez niego. To znaczy... dzięki niemu... Kilka dni temu usłyszałam od kogoś, że ktoś z pracy powiedział, że ja taka fajna, sympatyczna dziewczyna jestem, rozgadana, uśmiechnięta... Świetne uczucie usłyszeć takie coś... Ale sęk w tym, że rok temu nie można było o mnie tak powiedzieć - bo byłam średnio rozmowna, zawstydzona chyba tym, że w ogóle jestem, uśmiech raz na dobę i tyle. Na dodatek nie zapomnę, jak mi na urodziny siostra życzyła, żebym się więcej uśmiechała...! W tym roku nie ma prawa mi tak życzyć, bo uśmiecham się częściej niż kiedykolwiek. I nawet jeśli rozczaruję się osobą poznaną w Internecie, to mimo wszystko będę wdzięczna... Właśnie za te kilka miesięcy innej mnie, lepszej mnie... ;)
Uff, w końcu to z siebie wyrzuciłam. Zabierałam się do tego już od jakiegoś czasu ;)
Tymczasem zwijam przysłowiowe manatki, jutro pobudka o 5... :]