Choć na początku niezbyt przychylałam się do propozycji mojej siostry, to teraz żałuję, że się nie zgodziłam wcześniej. Otóż, moja siostra przeniosła się tutaj, do mojego pokoju, a ja urzęduję u niej w mieszkaniu (dwupoziomowym; moją siostrę męczyło już to łażenie po schodach mając ogromniasty brzuch i Zuzię), ha! Może nie do końca oznacza to, że mam "wolną chatę", ale mam naprawdę sporo swobody. I ciszy, spokoju! To wygląda teraz tak, że po pracy szwagier jedzie do siostry i Zuzi (czyli do mieszkania moich rodziców), a potem dopiero wraca do domu. W praktyce oznacza to, że zamieniam z nim kilkanaście słów dziennie, on idzie spać i tyle go widzę :P Więc - prawie wolna chata! A co jest w tym wszystkim najfajniejsze? Że mam namiastkę tego, co bym chciała mieć w przyszłym roku. Dzisiaj wyjątkowo musiałam wrócić na noc do mojego pierwotnego miejsca zamieszkania, ale jutro znowu wybywam na ten drugi koniec miasta. I sądzę, że do porodu siostry tam pomieszkam. Fajnie :)
A na koniec zdjęcie z moją siostrzenicą, póki co jedyną, ale maj już tuż tuż ;)