"I feel you, feel you all the time..."...
Impreza głównie w babskim gronie, bo wiadomo jak to na pedagogice wygląda jeśli chodzi o strukturę płci… ;) Chociaż przydarzyło się paru facetów. A jeden to nawet się na mnie czaił w tańcu. Ale na czajeniu się skończyło. W sumie całkiem fajny był, wyglądał tak normalnie, a nie to co często widuję w klubach (czyli osobnicy mający więcej żelu na włosach niż rozumu w głowie). Wzięłabym łyk drinka i zagadała… gdyby nie K. Ech, takie to zabawne – miałam faceta na wyciągnięcie ręki, a mimo to w tamtym momencie wybrałam kogoś, kogo na żywe oczy nie widziałam. I może dobrze, że gdzieś po godz. 2 koleżanki postanowiły opuścić klub (a ja, siłą rzeczy, razem z nimi; nie miałam nikogo innego do odprowadzenia mnie na taksówkę), bo jeszcze może chłopak by się ośmielił, nie daj Boże okazał się rzeczywiście fajny… I miałabym niezły mętlik w głowie.