Byłam wczoraj we Wrocławiu. Tylko na kilka godzin, bo K. miał krótszą przepustkę. Podróż w jedną i drugą stronę zajęła mi więcej niż sam pobyt w mieście, ale co tam :) Warto było, chociaż dla tych kilku godzin bycia razem... Potrzebowałam tego, bo miniony tydzień jakiś taki nieciekawy miałam. Raz, że jestem przeziębiona, a dwa, że przybiła mnie wiadomość o śmierci chłopaka, z którym pracowałam w wakacje... Nie mieliśmy zbyt wielu okazji do rozmowy, zresztą unikałam go jak ognia, bo był dość specyficzny, momentami chamski. Chociaż, w mój przedostatni dzień pracy gadaliśmy trochę i nie zachowywał się źle w stosunku do mnie, był wręcz miły. Ech. W pracy ogólnie było go widać i słychać, lubił się porządzić. I jak sobie pomyślę, że za rok już go nie będzie, to mi jakoś tak dziwnie...
Ale jak tak wczoraj wtuliłam się w K., to mi od razu przybyło pozytywnej energii i smutki poszły w dal. Fajnie było. Wrocław mi przypadł do gustu. A mój K. czasem mówił takie rzeczy, że nie wierzyłam, że to mój K. mówi. Trochę się zmienił, odkąd wyjechał na te studia - coraz bardziej się otwiera, co mnie oczywiście cieszy. Coraz częściej zapewnia mnie o tym, że jestem dla niego ważna, że jemu na mnie zależy...
Planujemy już wakacje. Sylwester zaklepany. Zarówno drugą rocznicę poznania (nie do wiary, że to już dwa lata!), jak i Nowy Rok będziemy świętować w górach. Wyjeżdżamy po świętach jakoś. Jestem przeszczęśliwa, bo nigdy nie byłam w górach zimą! Może ktoś mi podpowie, co powinnam sobie kupić do ubrania na taki wyjazd?:)