"This time baby I'll be bulletproof..."...
Najcudowniejsze jednak było zasypianie i budzenie się przy K. Spędzaliśmy ze sobą dzień po dniu, rozmawiając, śmiejąc się, czasem obrażając :P Każda chwila była niezwykle cenna i piękna. Choć... Był jeden moment, powiedzmy, mało przyjemny. Otóż K. (przez przypadek w sumie) powiedział, że miał dziewczynę podczas naszej znajomości. Strasznie mnie dotknęło, że wtedy mi o tym nie powiedział. Usłyszałam tylko : "Nie pytałaś", ech. Potem jednak dowiedziałam się też, że to nie trwało długo, bo około trzech tygodni. A było to w czasie, kiedy ja przeczuwałam, że coś nie do końca gra między nami, tj. w okolicach listopada 2008. Heh, pamiętam nawet, że gdybałam na tym tu oto blogu, że może znalazł sobie jakąś dziewczynę na miejscu i proszę - ma się tą intuicję ;) Już wtedy strasznie emocjonalnie podchodziłam do osoby K., choć byliśmy jeszcze przez pierwszym spotkaniem, więc strasznie się przejęłam tym "wyznaniem". Ale po kilku chwilach dałam sobie siana, bo teraz już nie ma znaczenia, co było kiedyś, prawda? Ważne jest to, że nam się udało i że teraz jest jak jest, a przecież jest lepiej niż mogłabym przypuszczać...
Sylwester spędziliśmy w "domowym" zaciszu, bez tak zwanej pompy, niemniej jednak znowu muszę użyć przysłówka "cudownie", bo tak właśnie było :) Mimo wszystko.
[piękny widok z Jaworzyny Krynickiej]
[serce na śniegu, made by me :D]
[MY :)]
[widoki w drodze powrotnej]