Jestem zmęczona. Sesja dopiero się rozkręca, ale już nam na uczelni dają nieźle popalić, niektórzy to już przeginają i wręcz łamią regulamin studiów. Myślą, że student to tylko student, nie student przecież ma władzę. Ale ile razy można dawać sobą tak pomiatać? Więc w końcu mobilizujemy siły całym rokiem. No dobra, prawie całym, bo przecież zawsze znajdą się osoby, według których lepiej siedzieć cicho i mieć święty spokój, nie narażać się, bo i co biedny studencina może? Szkoda gadać.
Nie nadążam trochę, ale w sumie jakoś zaciskam zęby i "byle do przodu". Marzy mi się, żeby K. mnie przytulił i powiedział, że dam sobie radę. To jednak pozostaje w sferze marzeń. Związek na odległość i wszystko jasne. To jest zdecydowanie najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu. Wymaga ode mnie cech, których nie posiadam... A najlepiej wychodzi mi płakanie.