Niech żyją trzydniowe weekendy :) W tym semestrze mam więcej zajęć niż w poprzednich, a mimo to udało mi się znowu mieć piątek wolny, rewelacja!
Strasznie podoba mi się mój kierunek, kurczę. Chciałabym kiedyś pracować z małymi człowieczkami, ale raczej w charakterze logopedy niż nauczyciela w szkole czy przedszkolu... Zamarzyło mi się otwarcie własnego gabinetu, haha. Dlatego po zrobieniu licencjata mam zamiar wyjechać na magisterkę na logopedię właśnie :) Najlepiej jak najdalej od domu... :P
Tak z innej beczki - wszystkie znaki na niebie, ziemi, teście oraz usg wskazują, że moja siostrzenica w maju będzie miała braciszka lub siostrzyczkę... Suprajs, suprajs... ;) Wszyscy zaskoczeni. Siostra ze szwagrem chcieli mieć drugą dzidzię w niezbyt dużym odstępie, ale nie sądzili, że tak szybko to się uda, w końcu starania o Zuzię trwały długo... Ale co tam i tak cała rodzina szczęśliwa. Obstawiam, że będzie dziewuszka, bo nasza rodzina taka wybitnie dziewczyńska jest, kurdęęę ;p A Zuzia za dwa miechy skończy roczek, rany rany, kiedy to tak zleciało? :)
A z K. to ja już sama nie wiem. Chyba zaczyna mnie męczyć to wszystko. Fatalne uczucie, nie chcę go.
To jest nie fair - pomyślałam parę dni temu. I nadal tak myślę. Ja tutaj, ze swoimi rozterkami, smutkami, a on dwieście kilometrów dalej - ze swoimi. W jednym czasie mamy podobne problemy i podobne nastawienie do świata, heh. Gdyby odległość była mniejsza, to pewnie poszlibyśmy razem na piwo. Na przykład :) Jak sobie o tym pomyślę, to aż mnie skręca w środku. Nie wiem co z tym fantem robić. Z jednej strony, to nie chciałam być tą, która bierze trud na siebie i przemierza te dwie setki kilometrów na pierwsze spotkanie. Bo w końcu - facet to facet, niech podejmie inicjatywę i tak dalej ;) Z drugiej - czas tak zapieprza, a my nadal tkwimy w tym jednym punkcie. Ale, czy gdybym już wsiadła do tego pociągu, to nie wyszłabym na mocno zaangażowaną, zdesperowaną wręcz? Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że to wszystko da się przeskoczyć. Niestety, po raz kolejny przekonuję się, że najwyraźniej Ten Pan Na Górze ćwiczy moją cierpliwość i wolę walki.
Kurde no... Sama już nie wiem. Ta kwestia zdecydowanie wymaga wypicia drinka. Wychodzę za pół godziny, hyhy...
A poza tym, to trzymajcie kciuki, żeby nie wyznaczyli mi terminu egzaminu warunkowego na dzień koncertu, bo chyba się pochlastam. :]