Moja koleżanka-dobra dusza wychodzi za mąż w maju... Cieszę się, że w końcu to wszystko jakoś sobie poukładała, bo ślubować miała już w październiku zeszłego roku, ale z różnych powodów jednak przełożyli tą ceremonię. Tzn. odwołali i, szczerze mówiąc, myślałam, że już nic z tego nie będzie. Lecz najwyraźniej miłość ma siłę... ;)
I tak sobie pomyślałam - Boże, ale ja bym kiedyś chciała być czyjąś żoną. Biała sukienka, fajne wesele, obrączka na palcu, a potem wspólnie spędzone dni do końca życia... Nie mówię, że chciałabym to już, teraz, zaraz. Teraz, to ja po prostu zazdroszczę tej mojej A. i jeszcze paru innym osobom, które dostały swoją szansę na szczęście. Wiem, że mam dopiero 21 lat i sporo jeszcze przede mną, wiem... A przynajmniej mam taką nadzieję, że moje marzenia się spełnią :)
Zimno, śnieżno, ech kurde. Ja chcę wiosnę! Jutro w ramach walki z nienawiścią wobec zimy, idę potańczyć. Wersja koleżanki brzmi: "idziemy na podryw", ale gdzie tam ja i podryw... Zresztą - nie mam takiej potrzeby :)
Ostatnio, po pijaku, on prawie mi się oświadczył, matko boska. A jak mu mówię, że jest wariat, to się oburza! ;) I jeszcze to "uzależniłaś mnie od siebie"... Ja nie wiem, czy to nie za daleko poszło...?
Sylwestra, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, nie spędziłam przed komputerem i w obecności jedynie butli szampana. Domówka, parenaście osób – brzmi nieźle, co nie? Jednak było dość drętwo. Większości osób nie znałam, a moje skromne próby poznania towarzystwa były, hm, nieudane. Whatever, na siłę integrować się nie będę ;) Niemniej jednak, mojego stanu owej nocy nie można nazwać trzeźwym... :P Za szybkie tempo picia, oj tak tak. Zdecydowanie. I chyba nie posłużyło mi picie wódki „kolorowej” i zwykłej w przeciągu dwóch godzin. No. Tym sposobem, pierwszy raz wylądowałam przy kiblu w środku imprezy :P Północ? Fajerwerki? Toast? A co to...? Nie piłam szampana ani nic z tych rzeczy - no cóż, zdarza się ;P I te dziury w pamięci, jezuuuuuu. Podobno głośno śpiewałam (chyba po to, żeby jakoś towarzystwo rozkręcić haha) i byłam niewdzięczna wobec jednej koleżanki... Ona siedziała ze mną w łazience i wspierała w trakcie wiadomoczego, a ja w pewnym momencie wspaniale jej się odwdzięczyłam tekstem „spadaj, bo muszę pogadać”, gdy K. dzwonił :D Czasem potrafię być tak dosadna! ;)
Najśmieszniejsze jest to, że wspominam tego Sylwestra miło głównie dzięki... K.!... Bo z tej całej „imprezy” ulotniłam się po 1, ale jeśli myślicie, że potem poszłam spać, to się mylicie ;) Owszem, wróciłam do domu, ale usiadłam na łóżku i zadzwoniłam do K., to po raz kolejny trochę pogadaliśmy. Kurde, lubię z nim rozmawiać. Niezależnie od tego, czy jestem trzeźwa, czy nie, haha. Powiedział, że jeszcze zadzwoni, jak będzie wracał z imprezy. Pospałam chyba z półtorej godziny, aż tu znowu moja komórka się odezwała. I ponownie rozmawialiśmy. Powiedział na końcu: „Fajnie było Cię znowu usłyszeć”. I zaproponował mi partyjkę naszej gry. Od 4 do 6 graliśmy (trochę więcej niż jedną partyjkę ;)) i gadaliśmy. Więc zasadniczo mogę powiedzieć, że w Sylwestra bawiłam się do białego rana... :D
A jak mi ładnie odpowiedział, gdy napisałam, że nie lubię się z nim żegnać - „Nie żegnamy się, tylko przerywamy na chwilę niekończącą się rozmowę między nami”... :)
No to mamy 2009. Póki co - jest dobrze. Oby tak dalej przez pozostałe 362 dni :D