Taka trochę szczęśliwa jestem.
Na studiach jakoś leci, choć najgorszy orzech do zgryzienia przede mną - wybór specjalizacji (oczywiście najpierw muszę zdać sesję letnią, ale innej opcji jak zaliczenie nie przyjmuję hehe). No i modlę się, żeby jednak utworzyli chociaż jedną z dwóch, która mi się marzy w sumie... Podobno ma coś ruszyć, oby oby! Na razie nie będę zdradzać o jakie specjalizacje mi chodzi, co by nie zapeszyć :)
Na uczelni fajnie, poza nią - jeszcze lepiej. Trafiłam na cudowne osoby w grupie (oczywiście nie mówię o wszystkich, wyjątki się zawsze znajdą ;)), które są świetne do rozmowy, żartów, piwa, imprezy, obgadywania facetów i takie tam.. :D Ja w końcu czuję, że żyję - jakie to fajne uczucie...!
Niebawem chrzciny mojej siostrzenicy - trochę późno, ale człowiek uczy się na błędach - siostra powiedziała, że przy kolejnym dziecku będą organizowane dużo wcześniej... Chyba nie muszę mówić, kto został mamą chrzestną? :)) Czekam na przesyłkę - prezent dla Małej, kupiłam jej matę edukacyjną, z bajerami różnymi, mam nadzieję, że się będzie podobać. :)
Moja znajomość internetowa nadal jakoś się trzyma, choć przyznam, że jest kosztowna, a to za sprawą smsów.. :P Ostatnio "nadawaliśmy" do godziny drugiej. Zastanawiam się czasem, gdzie ja mam głowę, ale w sumie póki co, to nie daję się zwariować, przynajmniej jakoś poważniej... ;)
Ech, dobra, dochodzi 1, na mnie czas, choć raczej spać mi się nie chce, hm...
Poszłam dzisiejszego wieczoru z koleżankami do kina, a tam tłumy jakich nigdy nie widziałam. Jakimś cudem dostałyśmy bilety na seans, który sobie zaplanowałyśmy. Lejdis. Tak więc poszły trzy lejdis na film o zgrabnym tytule "Lejdis". Śmiechu co nie miara, film był boski i cudowny, choć podobno, jak twierdziła jedna z bohaterek, "cudowna to jest woda z Lichenia"... :D A po skończonym seansie jedną z lejdis (czyli yyy mnie) wzięła refleksja. Nigdy nie byłam taką 'suczą', jak jedna z pań z filmu, Korba, że wiecie - swoboda, luz elegancja francja. Zawsze wypierałam się takiej postawy, jak jakaś cholerna romantyczka czekałam tylko na księcia z bajki, unikałam przygód, a jeśli jednak przypadkiem już się coś zdarzyło, to nie umiałam opanować pojawiającego się zaangażowania. Żądna miłości do grobowej deski przepełniałam się nadzieją, że ten to już na bank TEN i koniec. Żałuję tego. Mam ochotę się "sformatować" i zmienić to podejście. Chociaż na jakiś czas - miesiąc czy dwa, bo obecnie czuję jakbym nie do końca życie posmakowała. Tylko czy ja umiem założyć taką maskę, kurde? Twarda sztuka to, jakby nie patrzeć, moje przeciwieństwo. Wrażliwości mam za trzy osoby, a nawet może i cztery...
Internetowy kolega nie odezwał się dziś ani słowem, ani sygnałem. Może Dzień Kobiet to jest kolejne po Walentynkach bezsensowne święto, ale mimo wszystko jakoś mi przykro. A bu. No i jak tu przeobrazić się w twardą kobitę...? ;)
W mijającym właśnie tygodniu w końcu zakończyłam sesję zimową, ufff. W mijającym właśnie tygodniu w końcu zakończył się remont łazienki, uffff. :D
W tym semestrze mam mniej zajęć, huh, a podobno z semestru miało być coraz gorzej - ale o co chodzi? :D W sumie jest w tym trochę prawdy, bo jeden przedmiot jest wymagający za trzy co najmniej, szkoda gadać :P
Moja siostrzenica w przyszłym tygodniu kończy już trzy miesiące! Dumna z niej jestem, uwielbiam jak próbuje do mnie coś powiedzieć, a potem się tak rozkosznie śmieje, oj kocham ją niesamowicie... :)