Praco! Przybywaj...
Uparłam się żeby poszukać pracy na najbliższe miesiące w mojej przedszkolno-szkolnej branży. No i coś się ruszyło, coś się znalazło. Trochę to trwało, ale jest nadzieja, w końcu!
Przez miniony miesiąc udało mi się znaleźć kilkanaście interesujących ofert, w odpowiedzi na które wysyłałam CV i listy motywacyjne. Byłam tylko na trzech rozmowach, między innymi w jednym klubie malucha. Byłam na rozmowie na początku listopada - zaproszono mnie na coś w rodzaju okresu próbnego, tzn. miałam przychodzić na godzinę lub dwie dziennie kilka razy, żeby sprawdzono czy nadaję się do tej fuchy i czy w ogóle mi się taka praca podoba. Układ był uczciwy, bo płacono mi za każdą godzinę tam spędzoną. Ostateczna decyzja miała być podjęta pod koniec tygodnia (rzecz jasna nie byłam jedyną kandydatką - chętnych było więcej), ale przeciągnęło się to do następnego tygodnia. Ale i w tym następnym tygodniu nie podjęto decyzji, znowu odłożono to o kolejny tydzień... Byłam wkurzona, bo w tym czasie nie rozsyłałam CV - dobrze się tam czułam i narobili mi takich nadziei, że nie widziałam sensu w rozglądaniu się za czymś innym. Byłam ostatni raz tam tydzień temu i jakby co, to mieli się odezwać do piątku. Jednak nikt do mnie nie zadzwonił. Natomiast dzisiaj - telefon. Pani się zapytała, czy nie znalazłam już jakiejś pracy, a jeśli nie, to oni proponują, że w grudniu jeszcze pochodzę tak dorywczo jak do tej pory, a od stycznia dostanę umowę. Kurde. Cieszyć się powinnam... A ja mam mieszane uczucia. Po pierwsze dlatego, że mam połowę Wrocławia do przejechania dwoma autobusami (to jest koszmar, jednego dnia powrót do domu zajął mi prawie dwie godziny), po drugie - jest to praca ośmiogodzinna (myślałam, że będzie jak w przedszkolu - 5 godzin i do domu, no ale to jednak inna placówka), a po trzecie - najniższa pensja krajowa, czyli niecały tysiak na rękę... Jednak są też plusy - dzieciaki są fajne, no i miałabym normalną umowę o pracę, miesiące przepracowane liczyłyby mi się do emeryturki, a poza tym miałabym co w CV wpisać w rubryce "doświadczenie zawodowe" :P Ach, ale i tak zawiedziona jestem kwestią finansową, bo praca nie jest wcale taka lekka i łatwa, a poza tym chciałam zbierać pieniądze na kurs dogoterapii i angielskiego i płacić chociaż część sumy za wynajem, żeby nie nadużywać dobroci moich rodziców... Więc plan mam taki: w grudniu pochodzę do tych dzieciaczków, ale i tak w międzyczasie będę szukała innej pracy, może akurat znajdzie się coś lepszego, coś bliżej domu i coś lepszego finansowo... A jak nie, to od stycznia podpisuję tamtą umowę. Swoją drogą, to nie wiem na jaki okres ona by była... Nie chcę podpisywać czegoś na dłużej, bo od października chcę wrócić na studia i to dzienne... Kurde, jaki ten dorosły świat jest skomplikowany!;)