Nie wiem czy to wina tego cholernego PMSu, ale wczoraj zezłościłam się na K. Bo kurde, on już drugi czy nawet trzeci raz w tym tygodniu zarzuca mi tekstami o ładnych snowboardzistkach, które uprzyjemniają mu ferie w górach. Za pierwszym razem to olałam - a niech se chłopina pisze (i tak nie uwierzyłam w te snowboardzistki)! Ale wczoraj już nie zniesłam tego. No i się w końcu wydało, że, cytuję: "byłem ciekaw". Czy jestem zazdrosna. Niby wiedziałam, że to taki test z jego strony, choooociaż... i tak przez maleńką chwilę mnie krew pozalewała jak sobie pomyślałam, że może ktoś tam się koło niego kręci, hehe. No ale wracając do sedna - wkurzyłam się, no kurde, co to za wredny sposób na zaspokajanie swojej ciekawości?:P
Po raz pierwszy od dłuższego czasu, czytałam dziś swoje wiersze sprzed czterech, pięciu lat. Popłakałam się przy nich. Bo przypomniałam sobie, jaka byłam nieszczęśliwa pisząc je. Czułam się wtedy wyjątkowo źle i samotnie. W niektórych "dziełach" to widać, ale w innych z kolei próbowałam stworzyć własną wymarzoną wizję szczęścia i miłości przede wszystkim. Ech.
Ogólnie, to jestem w nastroju nerwowo-melancholijnym. Powtórzę się: cholerny PMS! :P
Kiedyś K. mi napisał: "Myślę, że nie jesteś tak twarda jak, z jakichś powodów, chcesz aby Cię uważano".
Pamiętam, że zabolało w pierwszym momencie, ale… to prawda. Przecież tak właśnie jest. Tylko jakoś nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. A ten wariat mnie rozszyfrował, na odległość! ;)
Zgrywam twardzielkę. Że niby taka silna psychicznie jestem, że ze wszystkim świetnie radzę sobie sama, że nie potrzebuję nikogo do pomocy, że potrafię być niezależna… I tak dalej i tak dalej… To taki ochronny pancerz? Jestem twarda, nic mnie nie rusza, mam wszystko w nosie? Koleżanki mają facetów, ale ja przecież nie potrzebuję chłopa? Tere fere…
Tak naprawdę jestem mega wrażliwą osobą i strasznie potrzebuję wsparcia :(
Próbuję udawać, że jest w porządku. - po to, żeby nikt się nade mną nie litował, żeby nie widział moich słabości… I ŻEBY NIKT NIE WYKORZYSTAŁ TEGO PRZECIW MNIE… To jest właśnie moja największa obawa. Dlatego tak ciężko jest mi się otworzyć przed ludźmi, zaufać im… Mam jakąś wewnętrzną blokadę, która teoretycznie ma mnie chronić, a czasem jednak chyba mi szkodzi…
Na szczęście ostatnio zaczęłam się przełamywać. Powolutku. I okazuje się, że nie wszyscy ludzie są źli. Więc chyba pomału wraca mi wiara w człowieka - to fajne uczucie.
Ufffff, koniec najgorszej męczarni! Teraz tylko jeszcze dwa egzaminy, na szczęście w odstępach kilkudniowych, więc jakoś dam radę. Ach, ogólnie to jest moja pierwsza taka bezproblemowa sesja, aż niedowierzam. Mało tego - do tej pory w indeksie mam same 4 i 5...! Jestem cholernie dumna z tego powodu :D Oby tak dalej :>
A teraz idę do W., bo trzeba przecież dokończyć tą wódkę sprzed dwóch tygodni, haha :)