Pisałam notkę, pisałam, pisałam i... przed chwilą wszystko skasowałam.
Nie, nie będzie żalenia się, nie będzie narzekania, nie będzie smęcenia.
Biorę się w garść.
Może to tylko dobra mina do złej gry, ale co tam...
Byle do sierpnia.
Mam kryzys. W pracy niby w porządku, ale mam już dość... Inni grillują, wyjeżdżają na wakacje, a ja się męczę w tym skwarze, w zamkniętym pomieszczeniu bez klimatyzacji... :( Tak, wiem, sama się na to zdecydowałam, to był mój świadomy wybór... Potrzebuję przecież pieniędzy... A więc coś za coś... Ale i tak jestem cała nieszczęśliwa, bo sama siebie wkopałam w to bagno na dwa miesiące :( Miesiąc jakoś bym przebolała, ale nie - Kasi zachciało się niezależności i nowego komputera, więc dwa miechy ma z głowy!
Byle do sierpnia... Bo za ok. trzy tygodnie... K. do mnie przyjeżdża... Na więcej niż jeden dzień... A że moja siostra wyjeżdża z rodzinką nad morze, to ja i K. będziemy przez te parę dni urzędować u niej w mieszkaniu... :) Wezmę kilka dni wolnego i będę jego cieszyć się obecnością, obecnością przez duże O ;) No ale to dopiero w sierpniu...
Dostał się... Przyjęli K. na tą jego wymarzoną uczelnię wojskową we Wrocławiu... Mój przyszły podchorąży jest dumny jak paw, a ja szczęśliwa, bo się spełniło jego marzenie... Oznajmił mi, że teraz już go nie mogę zostawić, bo dla żołnierza niezwykle ważna jest stabilność zarówno emocjonalna jak i stabilność w życiu prywatnym, hehe, dowcipniś! Od września zwiększy się odległość między nami o kolejne 100 km, ale optymizm świeżo upieczonego studenta-wojaka nie pozwala mi myśleć, że to źle wpłynie na nasz związek. K. będzie miał teraz 78% zniżki na bilety PKP, więc liczę na to, że częściej to on będzie do mnie przyjeżdżał :P Tymbardziej, że weekendy raczej wolne będzie miał. Jakoś musimy dać radę przez najbliższy rok. Teraz odczuwam małą presję, bo najfajniej by było gdybym i ja za rok zlądowała we Wrocławiu, na magisterce. I mam nadzieję, że tak będzie... :)
Dziś ostatnia popołudniówka w pracy, potem dwa dni wolnego. Ech, a akurat ludzie w rozjazdach itd., nie mam z kim iść na piwo, że o imprezie nie wspomnę. A tak bym sobie poszła potańczyć... No ale w obecnym stanie rzeczy, to chyba do siostry pojadę. Muszę sobie jakoś zaplanować te dwa dni, żebym znowu w doła nie wpadła tak jak ostatnio...