Poszukiwania sukienki idą mi koszmarnie. Wiedziałam, że tak będzie - wybredna jestem, więc nawet nie śniłam o tym, że przy pierwszych zakupach znajdę coś interesującego :) No ale cóż... Mam jeszcze niecałe dwa tygodnie, więc jest nadzieja :P
Odkąd jestem z K., nie lubię weekendów, tych bez niego... Kręcę się po domu albo śpię, nie mogę znaleźć sobie miejsca... Zwłaszcza, jak sobie pomyślę, że on był tutaj tydzień temu i razem piekliśmy muffinki, oglądaliśmy film, rozmawialiśmy i było tak fajnie, beztrosko... Ach. Mieliśmy się spotkać w przyszłym tygodniu, ale ostatecznie niestety nic z tego, bo są chrzciny Natalki, mojej drugiej siostrzenicy... A poza tym i tak on wtedy jedzie do domu i choć mnie usilnie namawiał (zanim mi się o tych chrzcinach przypomniało) żebym też przyjechała, to ja i tak wolę żeby rodzice się nim nacieszyli bez mojej obecności. W końcu nie widują go teraz zbyt często, a ja i tak mam czasem wyrzuty sumienia, bo jakby nie patrzeć, to co któryś weekend podkradam im synusia:)
Zostało mi do wyrobienia 15 godzin praktyk w przedszkolu, czyli półmetek mam za sobą. Muszę teraz wymyślać zabawy, zadania i to przeprowadzić. Obawiam się, że nie wyrobię się z tym do końca roku, bo plan na uczelni mam trochę nieciekawy i na praktyki mogę zazwyczaj przeznaczyć 2-3 godziny w tygodniu... Niby mam czas do końca stycznia, ale tak strasznie nie chce mi się tam chodzić i chciałabym się jak najszybciej uporać... Co prawda dzieciaki są fajne (trzylatki), ale praca w przedszkolu w dalszym ciągu kompletnie mi się nie podoba i w sumie to robię dobrą minę do złej gry. Przecież te maluchy nie są niczemu winne, więc nie mam prawa się na nich wyżywać za to, że moja specjalność na studiach nie do końca mi odpowiada ;)
Nie widujemy się tak często jak byśmy tego chcieli, ale... Gdy już się spotykamy, to ja czuję, że mam raj na ziemi... Mam najfantastyczniejszego faceta na świecie, którego poznanie było w zasadzie dziełem przypadku... Bo przecież... Gdyby mi się prawie dwa lata temu, po świętach, nie nudziło i nie włączyłabym komputera, to byśmy pewnie na siebie nie trafili...
Mam sens życia, którego szukałam i szczęście o jakim marzyłam... I chyba dlatego teraz płaczę jak popieprzona:) Wczoraj też się przy nim rozkleiłam, aż mi biedak spanikował, bo nie wiedział co zrobić :D Prawda jest taka, że nie musiał nic robić, bo wystarczyło, że był, po prostu był. Był. Jest. Będzie. I nic innego mi nie trzeba...
Ciasto w piekarniku, książka w łapach, ból ucha i tęsknota za K. - to w skrócie sobota w moim wykonaniu. Mam pierwszy od trzech tygodni wolny weekend, dla samej siebie, bo jakoś tak ostatnio fajnie się składało, że widziałam się z K. co tydzień :) No i w związku z tym trochę mi się nudzi, stąd pomysł na zrobienie ciasta :) Można też powiedzieć, że to taka rozgrzewka - chciałam potrenować pieczenie przed przyszłym weekendem, bo K. przyjeżdża i obiecałam mu muffinki czekoladowe... A więc przypomniałam dziś sobie do czego służy i jak się włącza piekarnik :D
A 28 listopada, taramtamtam... Idziemy na Bal Podchorążego :D Mój szeregowy podchorąży i ja będziemy sobie balować na eleganckiej imprezie na 300 par :D Wypadałoby kupić coś ładnego, bo nie chcę oglądając zdjęcia za 20 lat patrzeć na tą samą kreację, którą miałam i na studniówce, i na weselu siostry i jeszcze teraz na tym balu :P