Rok akademicki rozpoczęty, pierwsze studenckie piwo wypite, pierwsza studencka pizza za 6,99 w ulubionym studenckim lokalu - zjedzona, a pierwsze babskie pogaduchy - zaliczone, tak więc - jedziem z trzecim rokiem :D
Plan jest paskudny, no ale cóż zrobić. Trzeba po prostu przeboleć te kilkugodzinne okienka między zajęciami i pogodzić się z myślą, że nie w każdym semestrze można dostąpić zaszczytu w postaci wolnych piątków :P
Ten tydzień jest jedyny w swoim rodzaju - w czwartek jadę do Wrocławia, a w piątek przysięga i zobaczę mojego K. pierwszy raz po długich pięciu tygodniach. Jezu! Ja już nie mogę usiedzieć w domu normalnie :) Tata przyniósł mi w sobotę torbę, to aż mnie korciło, żeby rzucić wszystko, spakować co trzeba i już jechać do Wrocławia, hehe. Nic to, kobieto, musisz jeszcze te parę dni wytrzymać... Dziś sprzątasz pokój, jutro się pakujesz, bo w środę nie będziesz na to miała siły po całym dniu spędzonym na uczelni, a w czwartek mykasz na jedne ćwiczenia, jesz obiad w domu i w drogę.
Na samą myśl aż serce mi szybciej bije ;D
Wrzesień się kończy, tak jak i moje praktyki. Całe szczęście! Jeszcze tylko poniedziałek. Jednak moja miłość do dzieci ma swoje granice i nie kręci mnie uciszanie ponad dwudziestoosobowej gromadki maluchów i powtarzanie 50 razy dziennie, że nie można bić/gryźć/kopać kolegów... Zdecydowanie bardziej rajcowała mnie współpraca z trzecioklasistami. Fakt, oni też mieli swoje "jazdy", ale jakoś potrafiłam nad tym zapanować.... Nie to co w przedszkolu. I w sumie najbardziej mi się podobała w tych praktykach wizyta w gabinecie logopedy. Już od jakiegoś czasu chodzi za mną pomysł zrobienia podyplomowej logopedii, a teraz już wiem, że za parę lat muszę go wprowadzić w życie. :)
Mój K. dzielnie wojuje i wspólnie odliczamy dni do przysięgi.
8 października już jadę do Wrocławia (przysięga jest 9tego). Bo wyobraźcie sobie, że dzwonił do mnie tata K., pytał się kiedy przyjeżdżam itd. No i zaklepali mi pokój w hotelu, będę spała w pokoju z siostrą K. prawdopodobnie. Poza tym, odbiorą mnie z dworca. Fajnie, co? :D Jego rodzina przejmuje się mną, a przecież my z K. jesteśmy razem niecałe 4 miesiące dopiero... Strasznie to miłe:) Potem tata K. znowu do mnie dzwonił, żebym podała maila, to oni wyślą mi zdjęcia K. w mundurze, hehe... Bo rodzice byli u niego w niedzielę... Ja tam nie pojadę, bo to trochę bez sensu... To znaczy... Chciałabym, bardzo, ale sam K. przyznał, że szkoda, żebym się fatygowała 6 godzin pociągiem w jedną stronę po to, żeby się widzieć przez godzinę... W sumie to gdybym miała kasę, to bym pojechała, ale nie ma co gdybać, trzeba się zmierzyć z brutalną rzweczywistością... ;) Zresztą, i tak już bliżej niż dalej - jeszcze niecałe dwa tygodnie i się zobaczymy, i nawet weekend razem spędzimy. Tak więc - byle do dziewiątego :)
Praktyki w szkole - super, praktyki w przedszkolu - do bani. Jestem mocno zawiedziona, gdyż prędzej widziałam siebie jako przedszkolankę niż jako panią wychowawczynię w klasach I-III. A tu zonk. W moich oczach praca przedszkolanki jest nudna i mało rozwijająca. W moich oczach przedszkolanka głównie musi pilnować, żeby dzieciaki się nie pozabijały w trakcie zabaw. Bo one przez 3/4 czasu - bawią się. 20-30 minut poświęcane jest "nauce", a resztę czasu spędzają na jedzeniu. Booooooooże. Siedzę tam 5 godzin dziennie, a jest to dla mnie dłużąca się katorga niczym 10 godzin na wydziale. Dzieciaki są fajne, choć nieźle rozrabiają i trudno je ogarnąć. Więc - nie, nie, nie. Ja, Katarzyna, przedszkolanką nie będę.
K. od wtorku we Wrocławiu. Ogólnie jest mu tam dobrze. Rozmawiamy codziennie przez telefon, nie za długo, bo góra 10 minut, ale to zawsze coś. No i jeszcze smsujemy trochę. Więc nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie. K. uświadomił mi, że to przecież szkoła wojskowa, a nie więzienie. I całe szczęście ;)
Trzy dni temu chciał żebym mu coś obiecała - żebym się nie odkochała w ciągu tych kilku tygodni... Głuptas, no. Powiedział mi, że ma kolegę, który jest z dziewczyną 1,5 roku i zastanawia się nad rozstaniem, bo psychicznie nie wyrabia. K. pogłówkował trochę i pomyślał, że może ja też myślałam nad takim rozwiązaniem. Szybko mu to z głowy wybiłam. Pewnie tamten chłopak widywał się ze swoją dziewczyną dzień w dzień i teraz jest im trudno znieść taką dłuższą rozłąkę. No a my... Jakby nie patrzeć, jesteśmy zaprawieni w bojach :P Widywaliśmy się średnio raz na 2, 3 tygodnie. Zdarzało się i dłużej. Więc teoretycznie jesteśmy już obyci z takimi dłuższymi rozstaniami. Chociaż oczywiście skłamałabym mówiąc, że nie tęsknię. Bo tęsknię cholernie i odliczam dni do przysięgi. Byle do 9 października... A po przysiędze będzie miał 72 godziny przepustki i ja jadę do niego. Muszę z nim wtedy koniecznie porozmawiać o tym smsie: "Chciałbym Ci dużo powiedzieć... Eeeech, powiem jak się spotkamy ;) To miejsce zmienia spojrzenie na armię. Cały czas tego chcę, ale inaczej na to patrzę. I inaczej patrzę na nas... Teraz dokładnie wiem, że chcę z Tobą przeżyć życie." Ciekawe, co się kryje pod tym "inaczej" :>
A tymczasem wracam do pisania konspektów na pożalsięboże zajęcia przedszkolne. Oczywiście myśląc cały czas o tym, że jeszcze 19 dni i uściskam mojego żołnierza. :)